Audycje Radiowe

lub czasopisma :)

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
WOJTEKK
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 25820
Rejestracja: 12.04.2007, 17:31
Lokalizacja: Lesko

Post autor: WOJTEKK »

wywiad z Niedźwieckim:

GRZEGORZ SZYMANIK: Zniknąłeś.

MAREK NIEDŹWIECKI: Bo nie lubię być w centrum zainteresowania, a przez moment byłem jedynką na wszystkich portalach.
To opowiedz, jak to było.

– Na kilka godzin przed ostatnim, 1998., notowaniem Listy Przebojów Trójki, nagrywaliśmy reklamówki do płyty, którą z Piotrkiem Baronem ułożyliśmy na okoliczność dwutysięcznej. Do pani, która nagrywała, w pewnym momencie rzuciłem: „Nie wiem, czy się przydadzą, bo dzisiaj na pierwszym miejscu będzie Kazik”.
Spodziewałeś się?

– Nie, to był tylko taki żart, strzelony z bioderka. Jasne było, że piosenka z przesłaniem uderzającym w prezesa PiS nie będzie miła dla dyrekcji. A może podświadomie coś czułem? Bo jeszcze w trakcie audycji zrobiłem telefonem zdjęcie studia. Nigdy wcześniej tego nie robiłem.

Lista skończyła się o 22, do 23 jeszcze byłem na antenie. O 22.10 zadzwonił Piotrek Metz: „Co jest z tym Kazikiem? Bo dyrektor do mnie dzwoni, a ja nic nie wiem, jestem na imprezie”. „Kazik na pierwszym”, powiedziałem i odłożyłem telefon, musiałem wrócić do studia.
I co było dalej?

– W sobotę poprowadziłem jeszcze „Markomanię”, wróciłem do domu i tam już przeczytałem maila od dyrektora Tomasza Kowalczewskiego: „W związku z zaistniałą sytuacją proszę kolegów o podpisanie oświadczenia, że notowanie listy było nieuczciwe”.

A było?

– Oczywiście, że nie.

Wszystko było w porządku, jak zwykle. Co prawda od początku roku, kiedy ruszyła nowa strona internetowa Trójki, ludzie rzeczywiście oszukiwali w głosowaniach…
Jak?

– W środku nocy przychodziło po 350 głosów na jedną piosenkę. Głosował Misiu1, Misiu2, Misiu3…
Boty.

– Tak. Zgłaszaliśmy to. Była długa korespondencja na ten temat. Ludzie, którzy zajmowali się stroną internetową i systemem do głosowania, nie potrafili sobie z tym poradzić, więc ręcznie usuwaliśmy nieuczciwe głosy. Denerwowało mnie to, choć powinienem być przyzwyczajony. Przed czasami internetu do redakcji przychodziły całe sterty kartek z jednego adresu, wszystkie na jeden utwór. Pewnie ktoś myślał, że to się przemieli w skrzynce pocztowej i się nie zorientujemy. A było odwrotnie – poczta nam je dostarczała spięte banderolą, grube to było jak cegła.

Z tymi krętactwami zawsze walczyliśmy. Raz jeden ułożyłem listę sam. W 1990, jak traciła popularność. Ludziom nie chciało się wysyłać kartek, więc wymyśliłem, że zostanie zlikwidowana za dziesięć tygodni, co tydzień odliczałem. Po sześciu tygodniach kartki znowu zaczęły przychodzić. Powiedziałem też na antenie, że teraz sam zacznę układać listę. I ułożyłem, zgodnie ze swoim gustem, na pierwszym była Tracy Chapman. O kurczę, słuchaj, właśnie leci w radiu, tylko że wtedy to był utwór „Freedom Now”.
Kazik Staszewski
Czytaj także:
Trójka unieważniła wygraną Kazika
Na piosenkę Kazika też głosowały boty? Kuba Strzyczkowski mówił, że program został zhakowany.

– Nieprawda.

Jasne, że jakaś część ludzi zagłosowała na ten utwór tylko dlatego, że Kazik dowalił władzy. Ale to nie jest jego najlepsza piosenka. Podobnie w Polskim Topie Wszech Czasów wygrało kiedyś „Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni. Ale czy to powinna być moja sprawa, z jakich powodów ludzie głosują na piosenki? Jednak dyrektor Kowalczewski się przestraszył i kazał napisać oświadczenie, że notowanie było nieuczciwe. Przymuszanie do napisania takiego oświadczenia to dopiero jest nieuczciwość. Zadzwoniłem do niego, nie odebrał, więc odpisałem w podobnym tonie: „W związku z zaistniałą sytuacją kończę współpracę z Programem Trzecim”. Współpracę, bo od półtora roku jestem na emeryturze i już tylko współpracowałem. Byłem zdenerwowany i dlatego odpisałem kategorycznie. Bo może jakbym przemyślał… Następnego dnia, o ósmej rano, zanotowałem w dzienniku jedno zdanie: „Nie ma mnie w Trójce”. Chociaż przyznaję, w tamtym momencie nie myślałem, że to się tak skończy.
A jak?

– Wystarczyłoby jedno słowo: „Przepraszam”.
Myślałeś, że padnie?

– Tak. Ale dyrekcja przeszła do porządku dziennego nad moim mailem, a ja po prostu przestałem przychodzić do radia.

Piszą słuchacze: „Niech pan się nie obraża, niech pan się pozwoli przeprosić”. Pozwoli?! Że niby to ja nie dałem się przeprosić?
Marek Niedźwiedzki
Czytaj także:
Strzyczkowski już przeprosił. Ale Marek Niedźwiecki czeka na przeprosiny od innych. W przeciwnym razie złoży pozew
Kuba Strzyczkowski przeprosił, kiedy został dyrektorem.

– To było miłe z jego strony, ale to nie on zawinił, i to niczego nie załatwiało.

A teraz to już chyba nawet tych przeprosin bym nie chciał. Bo jak długo się mówi „przepraszam”? Dwie sekundy, a minęły trzy miesiące. Co to da, że mnie teraz przeproszą? Za późno. Największy ból już minął. Bo na początku to było naprawdę straszne, jak kopnięcie, po którym nie mogłem się zebrać. Nie mogłem spać, jeść. Wcześniej zaczęła się pandemia, a potem to. Za dużo.
Co bolało?

– Że po tylu latach pracy ktoś ci mówi: jesteś krętaczem, oszukiwałeś.

Oczywiście usłyszałem też wiele słów wsparcia, od dziennikarzy, od słuchaczy. Pisali: „Nie może pan odejść”, „Pan nas wychował”. Ale były również inne – na przykład na bazarku, na którym robię zakupy, minął mnie facet, który rzucił: „I co, przekrętaczu?”.

Albo wczoraj na spacerze: „I po co była panu ta awantura w Trójce? Miał pan sławę”. Po co była mnie?! Jakiś dziennikarz w radiu w Szczecinie z kolei wylał pomyje, że „wreszcie się okazało, kim jest pan Niedźwiecki”, a mało znany muzyk napisał z kolei, że brałem pieniądze za umieszczanie piosenek na liście. Co z tego, że wycofał się następnego dnia? W internecie to zostanie. Więc co z tego, że będą przeprosiny, jak za dziesięć lat ktoś to przeczyta i pomyśli: „Z tym Niedźwieckim to coś musiało być”. I to boli. Przykre, zwłaszcza że przez lata byłem sztandarem, chętnie przez różne dyrekcje wykorzystywanym do akcji promocyjnych, wyjazdowych, np. Lata z Radiem, którego nienawidziłem, ale jeździłem.


Pocieszające jest to, co napisała mi jedna słuchaczka, że w tej całej sprawie to ja jestem wygrany. W historii zostanie, że dyrekcja i zarząd zniszczyli Listę, ulubiony program Polaków. I zostanie to, jak zareagowali na to trójkowi dziennikarze. Bo koledzy i koleżanki zachowali się genialnie – w ciągu tygodnia odeszli prawie wszyscy. Jak ludzie stają po twojej stronie, to podnosi na duchu.

Około tygodnia po moim odejściu były takie dni, że jak włączałem Trójkę, to od godziny 10 rano do 19 leciała tylko muzyka z dżinglami – nie było komu prowadzić audycji. To było jak pogrzeb programu. I ja też czułem się, jakbym umarł – dowiedziałem się, co ludzie o mnie myślą.

Musiałem odetchnąć, odciąć się, uspokoić. Przestałem pisać bloga, przestałem czytać artykuły na swój temat. Bo nawet jak znajomi przysyłali mi link do artykułu, w którym było coś pozytywnego, to w komentarzach trafiałem na: „A myślałem, że on już dawno pójdzie na emeryturę”. Po co miałem to czytać?
A kiedy koledzy odchodzili albo byli wyrzucani z Trójki przez ostatnie pięć lat, to co myślałeś?

– Wszystkie te odejścia mnie bolały. Podpisywałem listy protestacyjne, które zespół składał potem dyrekcji. I sam myślałem, żeby się wykruszyć. Ale miałem taką wewnętrzną potrzebę, żeby dociągnąć do notowania numer 2000. I niewiele zabrakło – dwóch tygodni. Ale widać niepotrzebnie czekałem.

Trzeba było wcześniej iść za kolegami. Pierdoła ze mnie.

Marek NiedźwieckiMarek Niedźwiecki Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
Kiedy myślałeś o odejściu?

– Od początku, od 2015 roku. A potem stało się to jeszcze mocniejsze, kiedy półtora roku temu poszedłem na emeryturę i zostałem tylko na współpracy. Ale to tak łatwo powiedzieć: „Odejdź”. Szczerze nie znosiłem tych rad od słuchaczy. „Jak możesz jeszcze pracować w tej stacji. Miej trochę honoru, odejdź” – pisali. Łatwo tak radzić komuś i za niego decydować. Ale to moje życie i moje 40 lat pracy.

Powiedziałbym „odchodzę” i następnego dnia nikt by o tym nie pamiętał. Wydawało mi się, że robiąc swoje, ratuję program, który dla mnie jest jak rodzina. Bo ja przychodziłem do Trójki, jakby to był jeden z pokoi w moim domu: do dziś są tam moje obrazy, książki, połowa kolekcji płyt. Zresztą jakąkolwiek decyzję bym podjął, zawsze się znajdą niezadowoleni. Teraz też dostaję listy: „Dlaczego pan odszedł? Niech pan wróci, oleje ich, robi radio”.
Marek Niedźwiecki w trakcie prowadzenia Listy Przebojów Programu 3 Polskiego Radia .
Czytaj także:
Strzyczkowski czeka na Marka Niedźwieckiego. Przeprosił go na antenie Trójki
Kuba Strzyczkowski namawiał cię do powrotu.

– Zadzwonił raz, a potem to opisał w gazecie. Niefajnie to wyszło.
A jak przekonywał?

– Nie przekonywał. Kazał tylko czekać i nie iść do innego radia. Odpowiedziałem, że na razie i tak żadne radio mnie nie interesuje. Zresztą poza Radiem Nowy Świat nikt mi propozycji nie złożył.

Byłem zaskoczony, że Kuba zdecydował się zostać dyrektorem. Choć, jakby się zastanowić, był jedynym, który mógł temu podołać. On się właściwie w Trójce urodził.
„Kubulek” piszesz o nim w książce, którą właśnie wydałeś.

– Jesteśmy kolegami, dzwonimy do siebie. Kibicowałem mu i kolegom, którzy zostali. Mówiłem: róbcie, to jest prawie 60 lat tradycji, nie można tego zaprzepaścić. Od redaktorów, dziennikarzy i prowadzących słyszałem zresztą, że czuli się trochę lepiej. Że nie było takich nacisków i wiadomości były bardziej ludzkie. Byli też słuchacze, którym nie przeszkadzało, że ileś tam osób odeszło. Cieszyli się, że inni zostali. Ja uważałem jednak, że Kuba wykonuje osobiste harakiri, decydując się zostać dyrektorem w tych czasach. Bo tak naprawdę to co on mógł?
I kiedy go zwolnili, kiedy zaczęto zdejmować programy…

– …to ucieszyłem się, że mnie tam już nie ma. Bo gdybym był, bardzo by mnie to zabolało. Nie chcę nazywać tego, co się tam wydarzyło, brzydkim wyrazem, choć takie cisną się na usta.

Trójki już nie ma. 20 sierpnia, w wieku 58 lat, po długiej i ciężkiej chorobie zmarł Program Trzeci Polskiego Radia.

Uważam, że ludzie odpowiedzialni za jego zniszczenie powinni odpowiadać za to przed sądem, tak jak się odpowiada za zniszczenie mienia. Zdemolowali przecież radio, które było ważne dla kilku pokoleń słuchaczy. Bardzo to smutne, że nikt z osób, które mają jakiś wpływ na sytuację, nie zareagował, nie powiedział tej demolce „stop”.

– I co tu nowego? Przecież to w Trójce jest Studio im. Agnieszki Osieckiej i to tam odbywały się koncerty największych wykonawców z kraju i ze świata. To teraz będzie koncert co godzinę? Słucham opowieści, że będą teraz ściągać najlepszych z kraju, i bardzo ciekawy jestem, kto się tam zjawi. Powodzenia, mnie to już nie dotyczy.
Przyszedłeś do Trójki w 1982 roku. Wtedy, po kilkumiesięcznym zawieszeniu stacji po wprowadzeniu stanu wojennego, też zmieniano program, skupiano się na muzyce i odmładzano skład. Dzięki temu dostałeś szansę.

– Kompletnie nie widzę tu analogii.
Tyle lat pracowałeś w polskich mediach publicznych, to chyba nic, co się tam dzieje, nie powinno cię dziwić.

– Pracowałem za wielu zarządów, różnych opcji politycznych, ale powiem szczerze, że chyba nigdy nie było takich nacisków jak teraz. Poszło po całości.
Nawet w czasie stanu wojennego?

– Nawet. Może jakieś małe ruchy. A właściwie dla mnie jeden moment – zakaz grania Maanamu. Omijałem to, puszczając jedynie te charakterystyczne werble z początku „To tylko tango”. A przecież wtedy też były piosenki polityczne, nawet było ich dużo więcej, choćby „Chcemy być sobą” albo „Dorosłe dzieci”.
Krzysztof Varga
Czytaj także:
Pogrzeb Trójki, czyli wracają lata 80. Varga przez ostatni tydzień słuchał radia
Może dlatego, że władza miała wtedy pod kontrolą prawie wszystko, więc potrzebny był wentyl. A teraz odwrotnie – na niewiele spraw ma wpływ, więc jak już coś kontroluje, to chce po całości.

– Ja byłem wtedy szaraczkiem na końcu szeregu, nie myślałem o polityce. Dopiero co dostałem się do ogólnopolskiego radia. Po prostu robiłem to, co umiałem.
A jak koledzy dziennikarze odchodzili, np. do prasy podziemnej albo w ogóle zmieniali zawody…

– …to do mnie to nie docierało. Wydawało mi się, że granie muzyki w radiu jest apolityczne, że to bezpieczna robota. A teraz się okazuje, że podejrzane jest już to, że tylko puszczałeś muzykę w czasach, które są teraz nieakceptowane. A ci wszyscy decydenci to urodzili się po 1989 roku?
Jak dziś oglądasz TVP, to co cię wkurza?

– Nie oglądam. Kiedyś oglądałem, na przykład „Wiadomości” i „Teleexpress”, ale pomału musiałem się wycofać, bo już się oglądać nie dało. Wszystko mi zabierają. Jakiś czas temu, reżyser filmu „Zenek” zaproponował mi rolę, miałem tam grać siebie, ale odmówiłem, bo i TVP, i disco polo.

W ogóle mało telewizji oglądam, jeżeli już, to kanały z serialami, podróżnicze. Czasem włączam TVN24, żeby sprawdzić, czy ten świat jeszcze istnieje. I tak, wtedy się wkurzam. Rozmawiam z telewizją, kłócę się z nią, mówię do niej brzydkimi wyrazami. W jakich momentach? Nie chcę o tym mówić. Może nie trzeba wznosić się za wysoko? Może trzeba być szarym, byle jakim i wtedy się przemknie przez życie, bo jak wyjdziesz za wysoko i komuś się to nie spodoba, to cię uwalą.
Ale mówisz o sobie?

– Nie, o Trójce. „Ja mam to już za sobą”, jak śpiewał Mieczysław Fogg. Czuję się spełniony. Pochodzę z małego miasteczka, czyli z Szadka, zawsze byłem nieśmiały, nieprzebojowy zupełnie, ale przemogłem się i się udało. Pojeździłem sobie po świecie, zrobiłem wywiady z Madonną, z Lionelem Richiem, z Philem Collinsem. Miałem zawód, jaki sobie wymarzyłem w dzieciństwie.
Marek Niedźwiecki
Czytaj także:
Marek Niedźwiecki: Na adres radia dostałem telegram: "Przyjeżdżam, 23 na dworcu, czekaj na mnie". Wtedy pomyślałem "stop"

Bo od 1968 roku, kiedy pierwszy raz usłyszałem „Listę przebojów Studia Rytm”, chciałem być panem Markiem od listy przebojów. Wtedy nikomu się tym nie chwaliłem, żeby się nie śmiali. Ale po cichu działałem: zapisałem się do kółka recytatorskiego, robiłem gazetkę ścienną o muzyce. Miałem też zeszyty, w których spisywałem składy zespołów i notowania listy Studia Rytm, wszystko flamastrami z NRD. A jak mi się utwór nie podobał, to długopisem. Nawet jak pojechaliśmy na wakacje do rodziny, która mieszkała w Ustce, i spaliśmy wszyscy w jednym pokoju, to ja brałem małe radyjko typu Dorotka do ucha – bo nie było słuchawek – i słuchałem listy Radia Luxembourg, która leciała do północy. A następnego dnia spisywałem. Z kolei jak mieszkałem u mojej ciotki w Zduńskiej Woli i poszedłem na studniówkę, to ciotka zaprosiła koleżankę i też razem spisywały dla mnie listę. Wyszło zabawnie, bo zamiast tytułów niektórych piosenek ponotowały omyłkowo jakieś przypadkowe zdania, które wypowiadał prowadzący Andrzej Turski. Nawet kiedy był pogrzeb babci Leokadii, nie odpuściłem notowania listy.
Skąd ci się to wzięło?

– Byłem zakochany w radiu i w muzyce. No i od dziecka kolekcjonowałem. Najpierw zbierałem znaczki pocztowe. Potem hotelówki, czyli nalepki hotelowe na walizki. Zbierałem też szklanki do piwa z Hard Rock Café – chociaż w ogóle nie lubię piwa. Płyt mam chyba 14 tysięcy. A od lat 70. do 80. kolekcjonowałem puste opakowania plastikowe po szamponie Timotei. Teraz trochę wstyd.
Dlaczego akurat po Timotei?

– Może dlatego, że te butelki były takie ładne? Przywoziłem je sobie albo z Tajlandii, albo z Ameryki. Wszędzie były takie same, tylko miały inne napisy.

Zbierałem też różnego rodzaju „przydasie”, typu obrazki malowane przez Aborygenów z Australii też zwoziłem zawsze do domu. Teraz dopiero powoli się wszystkiego pozbywam, szklanki do piwa rozdaję znajomym, zostawiam tylko to, co naprawdę chcę mieć.

I może lista to też na początku rodzaj zbieractwa – kolekcjonowanie przebojów.

Ojciec też tak miał, że wszystko zbierał. Śrubkę znalazł na ulicy i mówił, że na pewno się do czegoś przyda. Na podwórku zawsze był bałagan, ale on wiedział, gdzie co ma. Jak pierwszy raz jechałem do Holandii, to 50 dolarów na drogę wyciągnął spomiędzy desek w składziku. Musiało tam długo leżeć, bo było podziurawione przez korniki. Przemyciłem je w swoim dzienniku. Bałem się, że przez te dziurki nie wymienię, ale się udało.
W pokoju Marka Niedźwieckiego. Od lewej: Marek Niedźwiecki, Monika Olejnik, Wiktor Legowicz, Anna Semkowicz, Ryszarda Dworczyńska, Hanna Marzańska. Poniżej: Wojciech Mann i Sławomir Zieliński
Czytaj także:
Trójka mówiła do słuchaczy, jakby Wojciech Mann i Marek Niedźwiecki to byli nasi znajomi
Jaki był?

– Ojciec? Myśmy – ja, moja siostra i dwóch braci – bardzo go kochali, ale to były kompletnie inne czasy. Nie pamiętam, żeby mnie brał na kolana, żebyśmy się bawili tak, jak się teraz ojcowie bawią z dziećmi. Całowaliśmy go w rękę, tak było przyjęte.

Urodził się w 1912 roku, był żołnierzem AK, przeżył wojnę i zaczął pracować jako rzeźnik. Potem był kierownikiem masarni spółdzielni Samopomoc Chłopska. Dzięki temu nawet w ciężkich czasach mieliśmy wędlinę i mięso.

W domu na ścianie wisiała dyscyplina, taki drążek z frędzlami ze skóry. Teraz pewnie poszedłby za to siedzieć. „Powąchaj, czym to pachnie”, mówił. Baliśmy się. Ale to był bardziej straszak, bo faktycznie to może ze dwa razy w życiu dostałem.
Za co?

– Że się spóźniłem i nie przyszedłem do domu na czas. Pewnie poszedłem na łyżwy albo jakieś spotkanie z kolegami. Bardziej bolało psychicznie niż fizycznie.

Do przytulania była mama, z zawodu nauczycielka. Rozpieszczała nas i była zawsze. Nawet jak przyjeżdżałem już jako student do domu i budziłem się rano, to na stoliku przy łóżku stała kawa i kanapka z dżemem. Odeszła pięć lat temu, miała 88 lat, ostatnie lata były już bardzo trudne, bo miała demencję.

Czasy były ciężkie, ale ja dzieciństwo wspominam dobrze: chodziłem do przedszkola, lubiłem się bawić w doktora z koleżanką Jagodą i nienawidziłem kotletów mielonych, w związku z czym często przychodziłem do domu i miałem plamę na kieszeni, bo tam je chowałem.
Rodzice słuchali muzyki?

– Pamiętam, że jak mieliśmy adapter, to leciała Irena Santor, „Piosenki stare jak świat”. Dzisiaj ją uwielbiam, a wtedy to było dla mnie „Boże, jak można tego słuchać”. Słuchali też Fogga, a mama lubiła jeszcze Abbę. A pierwsza piosenka, jaką pamiętam, to „Gdy mi ciebie zabraknie” – Ludmiła Jakubczak. Źle mi się kojarzy, bo leciała jakoś przed wiadomościami o stanie pożarowym o godzinie 18. A ja bałem się tych wiadomości, bo wydawało mi się, że u każdego musi się palić raz w życiu.
Marek Niedźwiecki
wywiad
Czytaj także:
Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie... Minęło 30 lat i wciąż czekamy, aż ta przepowiednia się spełni

Moim drugim strachem z dzieciństwa był Seweryn, pomocnik dentysty. Na przerwach chodził po korytarzu i wybierał kogoś na fotel. Miałem wtedy takie brzydkie, przyczerniałe zęby, więc zawsze spodziewałem się, że wybierze właśnie mnie.

O, leci Abba! Co za przypadek.

Muzyką zaraziła mnie starsza o dwa lata siostra. Słuchała Jedynki – „Wędrówki muzyczne po kraju”. Uwielbiała też Elvisa, kochała się w Piotrze Szczepaniku.

Pamiętam, że słuchałem kiedyś listy Studia Rytm i zapisywałem ją sobie w zeszycie, śpiewał akurat Czesław Niemen, „Wiem, że nie wrócisz”. Tata przechodził koło mnie, złapał mnie za ucho i powiedział: „Nie słuchaj radia, to ci chleba nie da”. I jak byłem już tym panem Markiem z radia, to przywoziłem mu dwa bochenki chleba i dwie kostki masła. I mówiłem: „Zobacz, dało mi chleb, a nawet masło”. Ale to było takie droczenie się, bo on oczywiście bardzo się wzruszał, że odniosłem sukces. Zresztą mnie się też podobnie zrobiło z wiekiem, że skory jestem do wzruszeń.
Przy czym się wzruszasz?

– Przy „Trylogii”, którą ciągle czytam, jak pan Sułek, co przeczytam, to już zapomnę, więc znowu zaczynam. No, wzruszam się, jak Kmicic wysadza kolubrynę. Ale najbardziej to chyba lubię pana Wołodyjowskiego.

No i odejście z Trójki też mnie wzruszyło…

O, a teraz słychać Whitney Houston, „I wanna dance with somebody”, 1987 rok, moja pierwsza płyta kompaktowa.
Marek Niedźwiecki w trakcie prowadzenia Listy Przebojów Programu 3 Polskiego Radia .
Czytaj także:
Marek Niedźwiecki pozywa Polskie Radio. Żąda przeprosin za oskarżenia o fałszowanie Listy Przebojów
Na pewno nie wrócisz?

– Do Trójki? Nie, nie, nie. Nie ma takiej możliwości, żebym pracował w stacji, z którą się procesuję. Domagam się od zarządu sprostowania nieprawdziwych informacji o tym, że notowanie było nieuczciwe. Jeżeli coś się tam zmieni, to dopiero po wyborach – czyli za kilka lat. To ja już będę 70-letnim staruszkiem i nie będzie mi się chciało. A i już pewnie nie będzie też do czego wracać.
Raz już wróciłeś.

– Po dwóch latach w Radiu Złote Przeboje. Piotrek Baron śmiał się, że odsłużyłem swoje w Złotych Beretach i wróciłem do domu. Ale wtedy to on na te ponad dwa lata przejął Listę. A teraz nie chce już sam jej prowadzić, więc to jej koniec.

Powrotów nie będzie.

Ale jestem szczęściarzem, że to się stało teraz, na początku emerytury. Pięć lat temu bym płakał, jak płakałem wtedy, w 2007 roku, kiedy odchodziłem pierwszy raz. Teraz nie jest łatwo, ale już nie płakałem. Wtedy nawet moje kwiatki przechowali. A niedawno byłem na Myśliwieckiej i chociaż kwiatki jeszcze są, ale mają się jakby gorzej. Chyba nikt ich nie podlewa.
A po co byłeś?

– Zabrałem słuchawki. Napisałem książkę, w związku tym będę gościem stacji radiowych, a wolę mieć swoje. Spotkałem się ze znajomymi, wypiliśmy kawę.
Jak jeszcze spędzasz czas?

– Na razie przelewam. Dużo chodzę, mam ulubione trasy po parkach. Od paru lat mierzę kroki, zazwyczaj robię od 13 do 15 tysięcy dziennie.

Podróżuję – na razie po Polsce, na przykład po moich ulubionych Górach Izerskich. Byłem w Jakuszycach, w Karpnikach, odwiedziłem schronisko Samotnia. Słuchacze podchodzili do mnie, bardzo to było miłe. Pojechałbym znowu do Australii, no, ale pandemia.

Słucham dużo muzyki, więcej niż kiedykolwiek w życiu. Jak wychodzi jakaś nowa płyta, to zapętlam ją na Spotify i przesłuchuję siedem razy z rzędu, polecam ostatnią Alanis Morrisette. Słucham starych list „Billboardu”, na przykład z 1972 roku – na pierwszym Roberta Flack. Pójdę na bazarek, kupię warzywa, coś sobie ugotuję.

Na przykład kotlety mielone, nie znosiłem ich w dzieciństwie, a teraz uwielbiam.

Ciągle próbuję też zrobić polędwiczki z cebulą, takie jakie robiła mama. Ale mi nie wychodzi. Jak robiła je mama, to były miękkie, a mnie wychodzą twarde.

Uwielbiam szare dni i powtarzalność. I nie mam potrzeby, żeby znowu robić szpagat. Niech się teraz młodzi męczą. A ja już dziękuję, do widzenia.
Zaraz, poczekaj. Dobiegający osiemdziesiątki Rolling Stonesi wydają właśnie nową płytę. Co będziesz robił? Radio Nowy Świat złożyło ci propozycję. „Jeszcze tylko Niedźwieckiego tu brakuje”, piszą ludzie w komentarzach.

– Jeszcze nie, jeszcze chwila. Głos jeszcze dobry, to oczywiście mogę nim coś porobić. Może podcasty, a może radio? Zobaczymy. Najważniejsze, że nic już nie muszę.
Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.

http://artrock.pl/
Awatar użytkownika
crescent
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5193
Rejestracja: 21.06.2009, 16:53

Post autor: crescent »

bananamoon pisze:Rzeczywiście, wiele w tym racji...choć Paweł Romańczuk ma dużo szersze horyzontu muzyczne, aniżeli skojarzenie z około-Frithowym "dziadowaniem" (he, he).
Około-Frithowe "dziadowanie" - Kapitalne określenie! Powinno zostać zapisane w kronikach ruchu RiO i wytwórni ReR. 8)
bananamoon pisze:Małe Instrumenty "Walce w Walce"

Nie znalazłem nigdzie w sieci odsłuchu, może i dobrze, wypada zakupić to blaszane pudełeczko.
Tymczasem słucham innych płyt sygnowanych przez Małe Instrumenty, które znalazłem w serwisie Spotify: "Samoróbka" (świetne!), "Katarynka", "Chemia i Fizyka".
Awatar użytkownika
Maciek
box
Posty: 8801
Rejestracja: 15.04.2007, 02:31

Post autor: Maciek »

Najlepsza płyta Małych Instrumentów? No oczywiście, że Antonisz.
Winyl w Antenie Krzyku po 30 zł.
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
Awatar użytkownika
Monstrualny Talerz
japońska edycja z bonusami
Posty: 3997
Rejestracja: 24.05.2017, 10:29

Post autor: Monstrualny Talerz »

Co do Trójki - wszystko co się stało wokół "Afery z Kazikiem" było totalnym świństwem. Ale Trójki wcześniej nie byłem w stanie słuchać (od dłuższego już czasu), a szczególnie listy przebojów. Ile razy włączałem to albo ktoś coś gadał, albo leciała współczesna muzyka (której nie da się słuchać). Wkurzały mnie te ochy, achy, że ktoś tam teraz słucha listy przebojów i piję kawkę z kubka Trójki "i Panie Mareczku proszę pozdrowić" i Mela Koteluk 120 tydzień na liście. Raczej lubię radio, które po prostu gra w przeważającej mierze dobrą muzykę, a nie plecenie non stop. Nie do zniesienia są wiadomości i reklamy. Po aferze z Kazikiem paradoksalnie przez chwilę zrobiło się naprawdę dobrze: leciały bardzo dobrze dobrane kawałki i nikt nic nie gadał, albo mało co. Potem sytuacja "wróciła do normy" (po tym jak KS został dyrektorem) i znów nie byłem w stanie tego słuchać. Obecnie słyszę, że znów coś jest nie tak i KS odszedł (czy został odwołany). Włączam 3 żeby sprawdzić jak jest - no i kurde, fajna muzyka leci. Jacyś nowi prowadzący, których lepiej żeby nie było, bo brzmią jak chłopcy z radiowęzła w liceum - ale muzyka całkiem spoko. Może to jest znowu tylko chwilowe, bo z łapanki nie było kogo wziąć? Nie jestem w stanie ocenić co tam się dzieje - moje uwagi to są tylko chwile gdy jadę autem i przełączam do momentu gdy ktoś zaczyna gadać albo zaczynają się reklamy albo pieprzenie o covidzie. Obecnie ta Trójka brzmi jak jakieś podrzędne radio studenckie, ale jestem w stanie tego bardziej słuchać niż tego co było i to równeiż jest dla mnie smutne. Może jednak rzeczywiście należałoby już nie szargać tej legendarnej nazwy?

Nie mniej formuła radia a`la lepsze "Złote Przeboje" bardzo do mnie trafia, nic więcej nie trzeba - może z sensownymi komentarzami do utworów, kto, co, kiedy, jak.

W czasie kanikuły w rejonie okołokrakowskim bawiłem parę razy na "działkach", że tak powiem i grało tam radio Plus, które ma motto "Przeboje z Nutą Nostalgii" - i to mi się bardzo podobało. Takie właśnie Złote przeboje, ale w nieco lepszej wersji, mniej dicho, piosenki nie powtarzały się zbyt często, mało gadania. A trafiłem na świetne sety - o dziwo - Marka Sierockiego! Grał głównie włoskie przeboje i muszę przyznać, ze bardzo to wszystko fajnie pasowało. Oczywiście summa summarum szału nie ma, ale jeśli ktoś ma zasięg w rejonie to lepiej być katowanym "przebojami z nutą nostalgii" niż jakimiś bardziej okropnymi stacjami (bo ktoś np. w pracy albo w czasie wspólnej jazdy uparł się nas uszczęśliwiać, można wtedy dyskretnie przełączyć).
Awatar użytkownika
WOJTEKK
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 25820
Rejestracja: 12.04.2007, 17:31
Lokalizacja: Lesko

Post autor: WOJTEKK »

Włoskie przeboje??? Chłopie! To kopalnia świetnej muzyki :D Tozzi, Cellentano, Cutugno - nosz miodzio :D
Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.

http://artrock.pl/
Awatar użytkownika
Monstrualny Talerz
japońska edycja z bonusami
Posty: 3997
Rejestracja: 24.05.2017, 10:29

Post autor: Monstrualny Talerz »

Dla mnie to była rewelacja - dużej części zupełnie nie znam, ale siedziałem na stołku i słuchałem kawałków jeden po drugim jak najlepszej audycji - nie wiem czy piszesz ironicznie, ale to na serio jest kopalnia niesamowitych przebojów, temat należałoby zgłębić - "Top Pop Italiano" po roku 68 i 2000 ze szczególnym uwzględnieniem finałów San Remo!!!
Awatar użytkownika
crescent
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5193
Rejestracja: 21.06.2009, 16:53

Post autor: crescent »

Maciek pisze:Najlepsza płyta Małych Instrumentów? No oczywiście, że Antonisz.
Zaproponuj strzelankę, wtedy się okaże, czy naj, czy naj naj, a może naj naj naj? 8)
Awatar użytkownika
Maciek
box
Posty: 8801
Rejestracja: 15.04.2007, 02:31

Post autor: Maciek »

Nie mam rozdwojenia, ani roztrojenia jaźni, więc sam siebie nie muszę przekonywać. ;)
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
Awatar użytkownika
crescent
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5193
Rejestracja: 21.06.2009, 16:53

Post autor: crescent »

Podziwiam Twą pewność siebie. Ja zawsze miałem/mam wątpliwości, co do ustalania najlepszości.
Awatar użytkownika
WOJTEKK
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 25820
Rejestracja: 12.04.2007, 17:31
Lokalizacja: Lesko

Post autor: WOJTEKK »

Monstrualny Talerz pisze:Dla mnie to była rewelacja - dużej części zupełnie nie znam, ale siedziałem na stołku i słuchałem kawałków jeden po drugim jak najlepszej audycji - nie wiem czy piszesz ironicznie, ale to na serio jest kopalnia niesamowitych przebojów, temat należałoby zgłębić - "Top Pop Italiano" po roku 68 i 2000 ze szczególnym uwzględnieniem finałów San Remo!!!
Absolutnie bez żadnej ironii! Pierwsze cztery płyty Umberto Tozziego są świetne! A co do włoskiego popu - tradycja bel canta zobowiązuje, nawet progresywne kapele mocno o dobre melodie dbały.
Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.

http://artrock.pl/
Awatar użytkownika
SafeMan
maxi-singel kompaktowy
Posty: 760
Rejestracja: 29.10.2019, 14:25
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Post autor: SafeMan »

Też bardzo lubię włoską muzykę i to różnej maści - od przebojów typu L'Italiano po Italo-Disco pokroju Koto lub Scotch ;)

A najbardziej uwielbiam Fabrizio De André
Awatar użytkownika
WOJTEKK
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 25820
Rejestracja: 12.04.2007, 17:31
Lokalizacja: Lesko

Post autor: WOJTEKK »

Toto Cotugno - L'Italiano vero

https://www.youtube.com/watch?v=syc78JzHGTs

proszę zwrócić uwagę jak patrzy na podany makaron :D
Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.

http://artrock.pl/
Awatar użytkownika
WOJTEKK
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 25820
Rejestracja: 12.04.2007, 17:31
Lokalizacja: Lesko

Post autor: WOJTEKK »

Widzisz Talerzu bo z Trójką to było tak - faktycznie trudno było znaleźć ostatnio tam cokolwiek ciekawego muzycznie, ale nie wynikało to z felernosci samej Trójki, tylko z felerności sceny muzycznej w ogóle - tak krawiec kraje, ja mu materii staje - nie było czego kroić. A co do tego, ze przychodzą goście do radia z umiejętnościami z radiowęzła i puszczają jednak fajna muzykę - to jest proste, bo nawet jak dziennikarskie umiejętności ma żadne, to może coś w zyciu posłuchał i czasami wystarczy na sięgnąć półkę z rzeczami znanymi i lubianymi i już się fajnie robi.
Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.

http://artrock.pl/
Awatar użytkownika
greg66
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4162
Rejestracja: 31.08.2008, 22:00
Lokalizacja: Opole
Kontakt:

Post autor: greg66 »

Wojtek co tam makaron w tym https://www.youtube.com/watch?v=1BfEUevxKig za to jest ekstra dziewczyna, która po prostu robi to za co kocham kobiety. Zobaczcie na te miny, na ten grymas zdziwienia (niby), przecież to jest prawdziwy seksapil, to jest ta gra, to jest ta kobiecość. Wprawdzie Ewka tłumaczyła mi, że tekst utworu nijak się ma do tego teledysku ale ja już nie pamiętam co mówiła, zresztą ja bardziej pilnowałem kieliszka bo bardzo szybko znikała jego zawartość, więc żeby nie stał pusty i Ewa nie była smutna musiałem się na tym skupić :)
Awatar użytkownika
WOJTEKK
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 25820
Rejestracja: 12.04.2007, 17:31
Lokalizacja: Lesko

Post autor: WOJTEKK »

:D
Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.

http://artrock.pl/
ODPOWIEDZ