Pat Metheny
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=AKJabc1TUzE
Kolejna wielka niespodzianka i gratka dla fanów i kolekcjonerów - szczęście nie ma granic - bo autentycznie brakowało materiałów video z 88 - np krążył całkiem znośny bootleg audio z Kopenhagi. Koncert dla niemieckiej tv - niekompletny ale doskonała okazja by skupić na utworach "spoza kanonu" lub rzadziej wykonywanych. Mnie najbardziej ucieszył i wzruszył przypomniany po zgoła 7 latach przerwy przepiękny i romantyczny It`s For You - by już niestety nigdy do niego nie wrócić a wielka szkoda. Jest Change of Heart - w bogatszym zespołowym entourage 'u. Jak zawsze wielkie wrażenie robi zgranie całego rozbudowanego bandu i niezwykła pewność siebie już wówczas zadomowionych Blamiresa i Ledforda - wspaniali muzycy - na marginesie nieźle prezentujący się wizualnie - ich wokale w Minuano wywołują zachwyt i ciarki na plecach - nie inaczej w przypadku Chrisa. Zabawne bo znam osoby, których ten utwór irytuje lub doprowadza do szału w wykonaniu Bowie ale uwielbiają wersję stricte instrumentalną okraszoną tymi brzmiącymi jak kolejne instrumenty wokalizami. Godzinna czystej muzycznej przyjemnością - trudno uwierzyć w jak wybornej wtedy byli formie, choć pojawiały głosy krytyczne - że to już zupełnie "nie-jazz", zero spontaniczności, improwizacji, zero powiazań między poszczególnymi instrumentami - każdy "odgrywa" na sztywno swoje wyuczone partie i nie wychyli choćby o minimetr - taka prawie "muzyczna mrożonka" - niby smaczna ale za każdym razem po otworzeniu pudełka ten sam smak i "nuda". Rzecz gustu.
Kolejna wielka niespodzianka i gratka dla fanów i kolekcjonerów - szczęście nie ma granic - bo autentycznie brakowało materiałów video z 88 - np krążył całkiem znośny bootleg audio z Kopenhagi. Koncert dla niemieckiej tv - niekompletny ale doskonała okazja by skupić na utworach "spoza kanonu" lub rzadziej wykonywanych. Mnie najbardziej ucieszył i wzruszył przypomniany po zgoła 7 latach przerwy przepiękny i romantyczny It`s For You - by już niestety nigdy do niego nie wrócić a wielka szkoda. Jest Change of Heart - w bogatszym zespołowym entourage 'u. Jak zawsze wielkie wrażenie robi zgranie całego rozbudowanego bandu i niezwykła pewność siebie już wówczas zadomowionych Blamiresa i Ledforda - wspaniali muzycy - na marginesie nieźle prezentujący się wizualnie - ich wokale w Minuano wywołują zachwyt i ciarki na plecach - nie inaczej w przypadku Chrisa. Zabawne bo znam osoby, których ten utwór irytuje lub doprowadza do szału w wykonaniu Bowie ale uwielbiają wersję stricte instrumentalną okraszoną tymi brzmiącymi jak kolejne instrumenty wokalizami. Godzinna czystej muzycznej przyjemnością - trudno uwierzyć w jak wybornej wtedy byli formie, choć pojawiały głosy krytyczne - że to już zupełnie "nie-jazz", zero spontaniczności, improwizacji, zero powiazań między poszczególnymi instrumentami - każdy "odgrywa" na sztywno swoje wyuczone partie i nie wychyli choćby o minimetr - taka prawie "muzyczna mrożonka" - niby smaczna ale za każdym razem po otworzeniu pudełka ten sam smak i "nuda". Rzecz gustu.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=bjHWwd2MpLI
Brak słów jak niektórzy fani / kolekcjonerzy - jednym słowem "patolodzy" - rozpieszczają innych spragnionych cennych materiałów od Metheny`ego - po genialnym Stuttgarcie jest wreszcie do tej pory znany ze skrawków, fragmentów i pojedynczych utworów bardziej dokument niż koncert - choć również nie brak momentów wybornego grania - z trasy po Niemczech 1985 - w trakcie której raptem miesiąc później ekipa PMG zawitała chyba po raz pierwszy do Polski gdzie dała pyszne koncerty i zostawiła niezatarte wrażenie nie tylko na słuchaczach ale i dziennikarzach i innych krajowych muzykach - udowadniając jaką niestety wówczas "muzyczną prowincją" skazaną na pielęgnowanie eksponatów z jazzowego muzeum byliśmy. Można odrobinę narzekać, że jakość jest z mocno zmaltretowanej kasety - chyba milion razy zgrywanej VHS - ale materiał bezcenny. Mamy okazję nie tylko podziwiać jak prezentował na scenie "odmłodzony" band z cudownym "dzieckiem" czyli Pedro Aznarem - ale spojrzeć za kulisy, jak muzycy poważnie odbywają próby dźwięku, uchylają rąbka tajemnicy swojego warsztatu, traktowania instrumentarium - ba.... podziwiamy nawet w jaki solidny case był pakowany bezcenny Steinway nieodżałowanego Lyle Maysa. Co więcej reżyser oddaje głos ekipie technicznej np kierowcom - wychwalającym pod niebiosa swojego szefa - że Pat zawsze znajdzie dobre słowo, zapyta czy wszystko OK, jak się mają itd. Potwierdzają słowa z biografii Jaco - że pracownicy biur, wydawnictw, firm muzycznych mieli dość Pastoriusa i jego niczym huragan awantur i ekscesów gdy ich odwiedził w odróżnieniu do Metheny`ego - który zawsze grzeczny, uśmiechnięty, sweet nawet pamiętał imiona wszystkich sekretarek . Z walorów muzycznych jest ciekawostka - rzadko wykonywany - chyba jedynie na tym tournée - Chet`s Call - rozbujane, ciut bluesujące radosne granie. Kolejny skarb i przykład jak wiele Pat i jego ekipa zostawili po sobie muzyki i ile jest nadal do odkrywania. Liczę, że w najbliższym czasie pojawi jeszcze coś. Może bardzo dobry koncert z Aten w ramach jazz festiwalu z bodajże 91. Są ale skrawki. A pod koniec kamera nawet zakrada na pokoncertową kolacyjkę i toast wszystkich za kolejny udany show.
Brak słów jak niektórzy fani / kolekcjonerzy - jednym słowem "patolodzy" - rozpieszczają innych spragnionych cennych materiałów od Metheny`ego - po genialnym Stuttgarcie jest wreszcie do tej pory znany ze skrawków, fragmentów i pojedynczych utworów bardziej dokument niż koncert - choć również nie brak momentów wybornego grania - z trasy po Niemczech 1985 - w trakcie której raptem miesiąc później ekipa PMG zawitała chyba po raz pierwszy do Polski gdzie dała pyszne koncerty i zostawiła niezatarte wrażenie nie tylko na słuchaczach ale i dziennikarzach i innych krajowych muzykach - udowadniając jaką niestety wówczas "muzyczną prowincją" skazaną na pielęgnowanie eksponatów z jazzowego muzeum byliśmy. Można odrobinę narzekać, że jakość jest z mocno zmaltretowanej kasety - chyba milion razy zgrywanej VHS - ale materiał bezcenny. Mamy okazję nie tylko podziwiać jak prezentował na scenie "odmłodzony" band z cudownym "dzieckiem" czyli Pedro Aznarem - ale spojrzeć za kulisy, jak muzycy poważnie odbywają próby dźwięku, uchylają rąbka tajemnicy swojego warsztatu, traktowania instrumentarium - ba.... podziwiamy nawet w jaki solidny case był pakowany bezcenny Steinway nieodżałowanego Lyle Maysa. Co więcej reżyser oddaje głos ekipie technicznej np kierowcom - wychwalającym pod niebiosa swojego szefa - że Pat zawsze znajdzie dobre słowo, zapyta czy wszystko OK, jak się mają itd. Potwierdzają słowa z biografii Jaco - że pracownicy biur, wydawnictw, firm muzycznych mieli dość Pastoriusa i jego niczym huragan awantur i ekscesów gdy ich odwiedził w odróżnieniu do Metheny`ego - który zawsze grzeczny, uśmiechnięty, sweet nawet pamiętał imiona wszystkich sekretarek . Z walorów muzycznych jest ciekawostka - rzadko wykonywany - chyba jedynie na tym tournée - Chet`s Call - rozbujane, ciut bluesujące radosne granie. Kolejny skarb i przykład jak wiele Pat i jego ekipa zostawili po sobie muzyki i ile jest nadal do odkrywania. Liczę, że w najbliższym czasie pojawi jeszcze coś. Może bardzo dobry koncert z Aten w ramach jazz festiwalu z bodajże 91. Są ale skrawki. A pod koniec kamera nawet zakrada na pokoncertową kolacyjkę i toast wszystkich za kolejny udany show.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=1j8wJHuuse0
Ciąg dalszy Patowskich wykopalisk . Doskonale brzmiąca rzecz z krótkiego tournee - pełniącego rolę "rozgrzewki" bandu i test nowego repertuaru przed wejściem do studia - PMG udali w ok 2 tygodniową podróż sprawdzając nowy skład i pomysły przed nagraniem jednego z lepszych, najbardziej popularnych i rozpoznawalnych albumów - Still Life Talking - prawie zestaw "the best of" - prawie każda kompozycja weszła do kanonu i na stałe do repertuaru koncertowego i wysoko w rankingach fanów na najbardziej lubiane kawałki.
Wcześniej był bootleg z 1987-02-28 Palace Theatre New Haven - ale niestety o wiele gorzej brzmiący. Tu jak na bootleg wedle opisu z publiczności - mamy niemalże "kryształ". Chyba największym klejnotem i radością dla słuchaczy jest utwór - Look Ahead - który potem pojawił i sprawił ogromną niespodziankę jako bonus na zremasterowanej Secret Story. Tu nieco rozbudowany dzięki swobodnie płynącej partii śp. Maysa - jego frazy i w ogóle nastrój całości przywołują na myśl ówczesną stylistykę gwiazdy GRP czyli cudownego pianisty Davida Benoit - dźwięki płyną jak obłoczek - jakby muzyk nie dotykał klawiatury. Czyste piękno - niestety utwór nie miał szczęścia i stanowi dla miłośników PMG wielką tajemnicę - a jest na tyle udany i przepełniony trudną do zdefiniowania pogodną aurą - idealną na poranek przed udanym dniem, gdy otwiera szeroko okna wpuszczając świeże powietrze, przy aromatycznej kawie czy świeżym soku z pomarańczy, człowiek pełny energii i pozytywnego nastawienia jest gotowy na wszelkie wyzwania - czy np gdy na wakacjach szykujemy na całodzienną pasjonującą wędrówkę - wiemy, że czeka nas - musi nas czekać dobry dzień. Taki jest ten utwór - a gdy pojawia melodia grana na soundzie Wichita z Oberheima - to jak na szlaku w górach wpaść na dawno nie widzianych przyjaciół. Może to brzmieć infantylnie i przesadnie emocjonalnie - ale proszę mi wierzyć - odkąd Look Ahead "wypłynął" kilka lat temu - pojawiła rzesza ludzi , którzy zakochali się w nim bez pamięci i dziwiących - dlaczego przepadł po tak krótkim czasie ?.
Opinie są sprzeczne a sam Pat nie ułatwia zadania - jedni sądzą, że już wtedy szykował go na Secret Story - co kłóci z oficjalną wersją, że pierwsze dwie kompozycje i szkic projektu pojawił w 88 - za sprawą Antonia i Thruth Will Always Be - jako zamykające opowieść, inni że Metheny i Mays uznali drobiazg za zbyt prosty ( łatwo go zagrać - odsyłam do akordów w necie ) i nie godny PMG i ich ambicji, inni, że za bardzo "brzmiał jak typowy PMG" i przegrał rywalizację z innymi w co trudno uwierzyć, jest też teoria, że specyficzny shuffle rytm w środku na żywo nie specjalnie się sprawdzał i Metheny`ego miał drażnić.
Pozostałym utworom i wykonaniu trudno cokolwiek zarzucić - skład z Blamiresem i Ledfordem i "nowym" skromnym i piekielnie skupionym Armando był strzałem w dziesiątkę i miał trwać prawie aż do 1995. Zawsze zachwyca tajemniczy owiany aurą podróży samochodem przez uśpione miasto - Daulton Lee - który również w kolejnym roku wyleciał z set listy a szkoda. Z tej przyczyny z perspektywy lat i poszerzania nieustannie prywatnej płytoteki i koncertowego archiwum PMG muszę stwierdzić, że szkoda, że takie niepozorne i "dziwne" perełki nie zadomowiły na dłużej na koncertach i ustępowały miejsce bardziej "oczywistym" - "przebojom". Począwszy od Still Life proporcje kompozycji na żywo bywały nieco "zachwiane" i żywioł latynoski zaczął nadmiernie dominować. Pat rzadko odkurzał coś zaskakującego - np wielkim entuzjazmem publiczności został na trasie po Europie 91 potraktowany Airstream - że sam band miał z nim problem i zaliczał wpadki co słychać np na bootlegi z Marsylii.
Ciąg dalszy Patowskich wykopalisk . Doskonale brzmiąca rzecz z krótkiego tournee - pełniącego rolę "rozgrzewki" bandu i test nowego repertuaru przed wejściem do studia - PMG udali w ok 2 tygodniową podróż sprawdzając nowy skład i pomysły przed nagraniem jednego z lepszych, najbardziej popularnych i rozpoznawalnych albumów - Still Life Talking - prawie zestaw "the best of" - prawie każda kompozycja weszła do kanonu i na stałe do repertuaru koncertowego i wysoko w rankingach fanów na najbardziej lubiane kawałki.
Wcześniej był bootleg z 1987-02-28 Palace Theatre New Haven - ale niestety o wiele gorzej brzmiący. Tu jak na bootleg wedle opisu z publiczności - mamy niemalże "kryształ". Chyba największym klejnotem i radością dla słuchaczy jest utwór - Look Ahead - który potem pojawił i sprawił ogromną niespodziankę jako bonus na zremasterowanej Secret Story. Tu nieco rozbudowany dzięki swobodnie płynącej partii śp. Maysa - jego frazy i w ogóle nastrój całości przywołują na myśl ówczesną stylistykę gwiazdy GRP czyli cudownego pianisty Davida Benoit - dźwięki płyną jak obłoczek - jakby muzyk nie dotykał klawiatury. Czyste piękno - niestety utwór nie miał szczęścia i stanowi dla miłośników PMG wielką tajemnicę - a jest na tyle udany i przepełniony trudną do zdefiniowania pogodną aurą - idealną na poranek przed udanym dniem, gdy otwiera szeroko okna wpuszczając świeże powietrze, przy aromatycznej kawie czy świeżym soku z pomarańczy, człowiek pełny energii i pozytywnego nastawienia jest gotowy na wszelkie wyzwania - czy np gdy na wakacjach szykujemy na całodzienną pasjonującą wędrówkę - wiemy, że czeka nas - musi nas czekać dobry dzień. Taki jest ten utwór - a gdy pojawia melodia grana na soundzie Wichita z Oberheima - to jak na szlaku w górach wpaść na dawno nie widzianych przyjaciół. Może to brzmieć infantylnie i przesadnie emocjonalnie - ale proszę mi wierzyć - odkąd Look Ahead "wypłynął" kilka lat temu - pojawiła rzesza ludzi , którzy zakochali się w nim bez pamięci i dziwiących - dlaczego przepadł po tak krótkim czasie ?.
Opinie są sprzeczne a sam Pat nie ułatwia zadania - jedni sądzą, że już wtedy szykował go na Secret Story - co kłóci z oficjalną wersją, że pierwsze dwie kompozycje i szkic projektu pojawił w 88 - za sprawą Antonia i Thruth Will Always Be - jako zamykające opowieść, inni że Metheny i Mays uznali drobiazg za zbyt prosty ( łatwo go zagrać - odsyłam do akordów w necie ) i nie godny PMG i ich ambicji, inni, że za bardzo "brzmiał jak typowy PMG" i przegrał rywalizację z innymi w co trudno uwierzyć, jest też teoria, że specyficzny shuffle rytm w środku na żywo nie specjalnie się sprawdzał i Metheny`ego miał drażnić.
Pozostałym utworom i wykonaniu trudno cokolwiek zarzucić - skład z Blamiresem i Ledfordem i "nowym" skromnym i piekielnie skupionym Armando był strzałem w dziesiątkę i miał trwać prawie aż do 1995. Zawsze zachwyca tajemniczy owiany aurą podróży samochodem przez uśpione miasto - Daulton Lee - który również w kolejnym roku wyleciał z set listy a szkoda. Z tej przyczyny z perspektywy lat i poszerzania nieustannie prywatnej płytoteki i koncertowego archiwum PMG muszę stwierdzić, że szkoda, że takie niepozorne i "dziwne" perełki nie zadomowiły na dłużej na koncertach i ustępowały miejsce bardziej "oczywistym" - "przebojom". Począwszy od Still Life proporcje kompozycji na żywo bywały nieco "zachwiane" i żywioł latynoski zaczął nadmiernie dominować. Pat rzadko odkurzał coś zaskakującego - np wielkim entuzjazmem publiczności został na trasie po Europie 91 potraktowany Airstream - że sam band miał z nim problem i zaliczał wpadki co słychać np na bootlegi z Marsylii.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=sHaKp-b7cOg
Nieco wcześniej byłem zasłuchany w kilka ciekawostek z trasy 1982 - z racji metryki - nie ukrywam - bliski mi rocznik . Warto zanurkować w ten show z Agora Ballroom z Dallas. Band w bardzo wybornej formie - największą okrasą jest na ten krótki czas przypomniany April Joy - jeden z obok Phase Dance czy San Lorenzo - pierwszych wyznaczników stylu PMG, artystyczna busola i pewne rozliczenie z przeszłością. Pat przyznawał, że to jedna z pierwszych kompozycji, które napisał jako nastolatek - chyba jako "zadanie domowe" na uczelni. Niestety zbyt był związany i przywoływał ducha minionych czasów a Metheny & Mays spoglądali już odważniej w przyszłość. Może istotnym czynnikiem był już brak Marka Egana - wymarzonego basisty do tej roli - lider zawsze zapowiadając ten kawałek wyróżniał basistę - że ma szansę by się nieco bardziej "rozruszać i rozciągnąć" - a nietuzinkowy talent melodyczny, inwencja sonorystyczna, artykulacyjna, fantazja, brawura i niepowtarzalny smak - czyniły Marka w zasadzie bohaterem i prawie liderem April Joy. Co by nie powiedzieć - dobry Steve był basistą innego typu i to słychać. Improwizacje Marka - to prawie piosenki które śmiało można było zanucić - jak naginał dźwięki i niczym Jaco czarował flażoletami - Rodby odgrywał "tylko" dźwięki - nieźle ale to już nie było "to". Na show z końcówki października - które okazały jednymi z ostatnich sekcji Gottlieb/ Vasconcelos - np. Palladium czy Montany pojawiły jeszcze surowe premierowe m.in Travels, Bilbao czy nieco odjechany Six and Eleven.
Nieco wcześniej byłem zasłuchany w kilka ciekawostek z trasy 1982 - z racji metryki - nie ukrywam - bliski mi rocznik . Warto zanurkować w ten show z Agora Ballroom z Dallas. Band w bardzo wybornej formie - największą okrasą jest na ten krótki czas przypomniany April Joy - jeden z obok Phase Dance czy San Lorenzo - pierwszych wyznaczników stylu PMG, artystyczna busola i pewne rozliczenie z przeszłością. Pat przyznawał, że to jedna z pierwszych kompozycji, które napisał jako nastolatek - chyba jako "zadanie domowe" na uczelni. Niestety zbyt był związany i przywoływał ducha minionych czasów a Metheny & Mays spoglądali już odważniej w przyszłość. Może istotnym czynnikiem był już brak Marka Egana - wymarzonego basisty do tej roli - lider zawsze zapowiadając ten kawałek wyróżniał basistę - że ma szansę by się nieco bardziej "rozruszać i rozciągnąć" - a nietuzinkowy talent melodyczny, inwencja sonorystyczna, artykulacyjna, fantazja, brawura i niepowtarzalny smak - czyniły Marka w zasadzie bohaterem i prawie liderem April Joy. Co by nie powiedzieć - dobry Steve był basistą innego typu i to słychać. Improwizacje Marka - to prawie piosenki które śmiało można było zanucić - jak naginał dźwięki i niczym Jaco czarował flażoletami - Rodby odgrywał "tylko" dźwięki - nieźle ale to już nie było "to". Na show z końcówki października - które okazały jednymi z ostatnich sekcji Gottlieb/ Vasconcelos - np. Palladium czy Montany pojawiły jeszcze surowe premierowe m.in Travels, Bilbao czy nieco odjechany Six and Eleven.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
By nie być gołosłownym - najlepszy przykład jakim basistą i lirykiem basu był Egan - jak traktował wyjściowy materiał i podążał za melodycznym wewnętrznym instynktem w April Joy - to bywał niekiedy jego utwór i wizytówka - raczej nie zdarzało, że powtarzał swoje partie i frazy - gdy zbierałem ( i nadal to robię ) bootlegi ze złotego (garażowego) okresu PMG - gdy dobiorę do nowego show - zwykle najpierw zwracam uwagę co tym razem zaprezentował Mark w April Joy:
https://www.youtube.com/watch?v=jmVhDX2ZkA4
ps. partie perkusyjne i mieszanie rytmów - z inwencją zgoła niespotykaną jak traktował "blachy" Gottlieb - można napisać niejeden doktorat, czad, puls, groove, wyczucie, czułość, kolorystyka, oskrzydlanie pozostałych muzyków i ich partii, precyzja.... można tak długo.
https://www.youtube.com/watch?v=jmVhDX2ZkA4
ps. partie perkusyjne i mieszanie rytmów - z inwencją zgoła niespotykaną jak traktował "blachy" Gottlieb - można napisać niejeden doktorat, czad, puls, groove, wyczucie, czułość, kolorystyka, oskrzydlanie pozostałych muzyków i ich partii, precyzja.... można tak długo.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Adepci basu na akademiach muzycznych powinni to dokładnie prześledzić i wszyscy "psycho-fans Jaco" by spijali z "ust" Marka podejście i traktowanie basu jako niespotykanego tworzywa:
https://www.youtube.com/watch?v=twVCBliym2I
https://www.youtube.com/watch?v=twVCBliym2I
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Czy bardziej gniewna wersja z Bottom Line NYC 78:
https://www.youtube.com/watch?v=2G-PFvQExfg
ps. na naszej krajowej scenie - ślady finezji basu Marka nosiły na żywo niekiedy próby śp. Kawalca z Krzaku - choć nie wiem czy miał okazję wsłuchać w popisy Egana.
https://www.youtube.com/watch?v=2G-PFvQExfg
ps. na naszej krajowej scenie - ślady finezji basu Marka nosiły na żywo niekiedy próby śp. Kawalca z Krzaku - choć nie wiem czy miał okazję wsłuchać w popisy Egana.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=_yWiSSMEFeE
Tu nagranie z publiczności ale warte odnotowania i zapoznania się z racji niecodziennej wersji Airstream z gościnnym udziałem grupy wokalnej sióstr Perry - intensywnie udzielające się chociażby w przeróżnych projektach artystów wytwórni GRP np Grusina, Ritenoura itd. Metheny w zabawny i zawadiacki sposób opisuje okoliczności niecodziennej współpracy - że zwykle po trasie gdy wracał do domu otrzymywał tony listów i skrzynie kaset z propozycjami wspólnego grania - w tym przypadku ktoś napisał tekst do Airstream i efekt go tak zaintrygował, że nie mógł odmówić - miał okazję jeszcze grać z siostrami Perry w kolejnym roku - czyli 84. Efekt może nie wszystkim maniakom PMG przypaść do gustu ale pokazuje, że Pat był szalenie otwarty, elastyczny, ciekaw nowego i szukał kolejnych niebanalnych wyzwań i przede wszystkim jak ogromny potencjał tkwił w jego utworach - na styk przeróżnych stylistyk i kategorii - że z Aistream można było zrobić piosenkę z soulowymi wokalami - wcześniej sam tego nie znałem - mnie efekt finalny się podoba - bo w przypadku takich zamysłów i udziału kilku pań "wokalistek jazzowo-soulowych" łatwo by się wzajemnie przekrzykiwały i stają ogromnie męczące - tu nie. Utwór jest ok 130 min.
Tu nagranie z publiczności ale warte odnotowania i zapoznania się z racji niecodziennej wersji Airstream z gościnnym udziałem grupy wokalnej sióstr Perry - intensywnie udzielające się chociażby w przeróżnych projektach artystów wytwórni GRP np Grusina, Ritenoura itd. Metheny w zabawny i zawadiacki sposób opisuje okoliczności niecodziennej współpracy - że zwykle po trasie gdy wracał do domu otrzymywał tony listów i skrzynie kaset z propozycjami wspólnego grania - w tym przypadku ktoś napisał tekst do Airstream i efekt go tak zaintrygował, że nie mógł odmówić - miał okazję jeszcze grać z siostrami Perry w kolejnym roku - czyli 84. Efekt może nie wszystkim maniakom PMG przypaść do gustu ale pokazuje, że Pat był szalenie otwarty, elastyczny, ciekaw nowego i szukał kolejnych niebanalnych wyzwań i przede wszystkim jak ogromny potencjał tkwił w jego utworach - na styk przeróżnych stylistyk i kategorii - że z Aistream można było zrobić piosenkę z soulowymi wokalami - wcześniej sam tego nie znałem - mnie efekt finalny się podoba - bo w przypadku takich zamysłów i udziału kilku pań "wokalistek jazzowo-soulowych" łatwo by się wzajemnie przekrzykiwały i stają ogromnie męczące - tu nie. Utwór jest ok 130 min.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=i198sTfZa08
Rzecz bezcenna dla kolekcjonerów - jeden z pierwszych występów odnowionego i odmłodzonego składu PMG - z Kopenhagi z małego klubu Montmartre - ponad 3 godziny grania - z czego sam lider żartobliwie pokpiwa i niekiedy droczy się z zachwyconą publicznością - czy jeszcze nie mają dość takiej porcji muzyki ? . Nagranie z publiczności ale jakość bardzo dobra. Materiał został zdominowany przez kompozycje z koncertowego Travels - jest nawet Wichita, która była tylko grana na części koncertów tej trasy by potem przepaść na zawsze. Mamy tez Rejoicing Colemana - też rzadkość i rarytas - przynajmniej dla PMG - pomijam trio z Hadenem i Higginsem. Metheny rozwinął jako konferansjer - choć jak sam podkreśla - nigdy za tym nie przepadał - podobnie jak w przypadku Marsalisa - został wychowany w duchu wielkiej kultury osobistej, ogłady i by zawsze z szacunkiem i sympatią odnosić do publiczności, która przyszła, kupiła bilety, słucha itd. Bawić mogą "tłumaczenia" wyboru takiego "nietypowego" miejsca na rozpoczęcie trasy - gitarzysta śmieje się, że woli wszystko w ramach "próby generalnej" łącznie z tonami sprzętu sprawdzić w małym niepozornym klubie niż od razu pchać do wielkiej hali - ale cały entourage, światła, bajery, instrumenty muszą być obecne - choć ciężko je było je wtłoczyć do malutkiego klubu - ale jak mus to mus.
Przy okazji w/w dokumentu z trasy po Niemczech 85 - Pat z rozrzewnieniem wspomina ciężkie ale inspirujące początki grupy - gdy było ich czterech facetów w powycieranych jeansach ( U Pata to na przestrzeni lat niewiele zmieniło ) , dziurawych koszulkach - grali koncert, pakowali sami graty, wsiadali do busa - któryś z nich prowadził wiele km dalej na kolejny show i tak bez końca - by po latach po należnie odniesionym sukcesie mieć własnych kierowców, technicznych czy nawet "faceta który zakłada struny i stroi gitarę". Metheny mówił, że nigdy nie sądził, że będzie miał przy sobie kogoś takiego - wydawało mu się to niewyobrażalne - ktoś mu zakłada struny i stroi
Rzecz bezcenna dla kolekcjonerów - jeden z pierwszych występów odnowionego i odmłodzonego składu PMG - z Kopenhagi z małego klubu Montmartre - ponad 3 godziny grania - z czego sam lider żartobliwie pokpiwa i niekiedy droczy się z zachwyconą publicznością - czy jeszcze nie mają dość takiej porcji muzyki ? . Nagranie z publiczności ale jakość bardzo dobra. Materiał został zdominowany przez kompozycje z koncertowego Travels - jest nawet Wichita, która była tylko grana na części koncertów tej trasy by potem przepaść na zawsze. Mamy tez Rejoicing Colemana - też rzadkość i rarytas - przynajmniej dla PMG - pomijam trio z Hadenem i Higginsem. Metheny rozwinął jako konferansjer - choć jak sam podkreśla - nigdy za tym nie przepadał - podobnie jak w przypadku Marsalisa - został wychowany w duchu wielkiej kultury osobistej, ogłady i by zawsze z szacunkiem i sympatią odnosić do publiczności, która przyszła, kupiła bilety, słucha itd. Bawić mogą "tłumaczenia" wyboru takiego "nietypowego" miejsca na rozpoczęcie trasy - gitarzysta śmieje się, że woli wszystko w ramach "próby generalnej" łącznie z tonami sprzętu sprawdzić w małym niepozornym klubie niż od razu pchać do wielkiej hali - ale cały entourage, światła, bajery, instrumenty muszą być obecne - choć ciężko je było je wtłoczyć do malutkiego klubu - ale jak mus to mus.
Przy okazji w/w dokumentu z trasy po Niemczech 85 - Pat z rozrzewnieniem wspomina ciężkie ale inspirujące początki grupy - gdy było ich czterech facetów w powycieranych jeansach ( U Pata to na przestrzeni lat niewiele zmieniło ) , dziurawych koszulkach - grali koncert, pakowali sami graty, wsiadali do busa - któryś z nich prowadził wiele km dalej na kolejny show i tak bez końca - by po latach po należnie odniesionym sukcesie mieć własnych kierowców, technicznych czy nawet "faceta który zakłada struny i stroi gitarę". Metheny mówił, że nigdy nie sądził, że będzie miał przy sobie kogoś takiego - wydawało mu się to niewyobrażalne - ktoś mu zakłada struny i stroi
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=a6h18MXpMJI
Niezwykle rzadki występ i smakowita gratka dla fanów i kolekcjonerów - głównie z jednego powodu i szalenie silnego punktu - dla "psycho-fanów" i miłośników obdarzonego jedynym w swoim rodzaju uśmiechem gitarzysty - wówczas raptem w trakcie kilkunastu występów PMG został wykonany niezwykle klimatyczny, atmosferyczny, hipnotyczny End of the Game. Dla mnie jedne z najfajniejszych z albumu First Circle. Niestety przednia kompozycja nie miała szczęścia i szybko wypadła z repertuaru i nie miała szans by na dłużej zagościć w zestawieniach koncertowych a wielka szkoda, doprawdy trudno w to zrozumieć bo obok pewnej surowości brzmiała na żywo znakomicie. Była jeszcze grana w trakcie "dokończonego" krótkiego tournee na początku stycznia 1984 by potem przepaść na zawsze. Gdy jesienią ( późną wiosna i latem Pat z kolei promował Rejoicing z Higginsem i Hadenem ale i nie tylko - wracał do formuły straight ahead jazzu w trio i sympatii dla Colemana ) - ruszył ponownie pełną parą by promować znakomity i na swój sposób przełomowy First Circle z regularną grupą - lista utworów została nieco przemeblowana i nie było już śladu po End of the Game - za to nijako na otarcie łez dano szansę Yolandzie - również w kręgach wtajemniczonych "patologów" utwór cieszący sporą sympatią. Pat po latach śmiał, że nawet w połowie lat 2000 dostawał prośby i pytania - dlaczego nie gra Yolanda You Learn . Kolejny dowód jak wiele zostało do odkrycia posiłkując bootlegami Pata - jeszcze niedawno byłem pewny, że End of the Game nigdy nie był grany - a utwór jak mało który doskonale sprawdza gdy po dusznym, upalnym dniu - nagle zaczyna padać, rozkręca się burza i oczyszcza powietrze w mieszkaniu - cudowne uczucie - polecam wszystkim.
Niezwykle rzadki występ i smakowita gratka dla fanów i kolekcjonerów - głównie z jednego powodu i szalenie silnego punktu - dla "psycho-fanów" i miłośników obdarzonego jedynym w swoim rodzaju uśmiechem gitarzysty - wówczas raptem w trakcie kilkunastu występów PMG został wykonany niezwykle klimatyczny, atmosferyczny, hipnotyczny End of the Game. Dla mnie jedne z najfajniejszych z albumu First Circle. Niestety przednia kompozycja nie miała szczęścia i szybko wypadła z repertuaru i nie miała szans by na dłużej zagościć w zestawieniach koncertowych a wielka szkoda, doprawdy trudno w to zrozumieć bo obok pewnej surowości brzmiała na żywo znakomicie. Była jeszcze grana w trakcie "dokończonego" krótkiego tournee na początku stycznia 1984 by potem przepaść na zawsze. Gdy jesienią ( późną wiosna i latem Pat z kolei promował Rejoicing z Higginsem i Hadenem ale i nie tylko - wracał do formuły straight ahead jazzu w trio i sympatii dla Colemana ) - ruszył ponownie pełną parą by promować znakomity i na swój sposób przełomowy First Circle z regularną grupą - lista utworów została nieco przemeblowana i nie było już śladu po End of the Game - za to nijako na otarcie łez dano szansę Yolandzie - również w kręgach wtajemniczonych "patologów" utwór cieszący sporą sympatią. Pat po latach śmiał, że nawet w połowie lat 2000 dostawał prośby i pytania - dlaczego nie gra Yolanda You Learn . Kolejny dowód jak wiele zostało do odkrycia posiłkując bootlegami Pata - jeszcze niedawno byłem pewny, że End of the Game nigdy nie był grany - a utwór jak mało który doskonale sprawdza gdy po dusznym, upalnym dniu - nagle zaczyna padać, rozkręca się burza i oczyszcza powietrze w mieszkaniu - cudowne uczucie - polecam wszystkim.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=OFE-UKrpxiQ
Wypłynął dzięki kolekcjonerowi - istnemu "Księciu Patologów" - intrygujący bootleg. Tym większa radocha bo "na wirtualnym rynku bootlegów" - tych powszechnie dostępnych - dotkliwie brakowało większej ilości koncertów z imponującej trasy Speaking of Now - z istną kolosalną dawką muzyki - koncerty często dobijały do 3 godzin, a i tak PMG koncentrowała głównie na materiale z najnowszego wtedy krążka grając go prawie w całości - w przemyślany sposób dawkując napięcie, przeplatając klasykami, paroma niespodziankami ( głównie fenomenalny hołd dla Jaco - Bright Size Life - prezentujący bajeczne umiejętności wtedy okrzykniętego "nowym Pastoriusem" - Richarda Bony ) - sam materiał z momentami niejednoznacznego i ciut "kontrowersyjnego" Speaking - również został potraktowany z adekwatną swobodą i pozmieniano kolejność utworów z chyba o wiele lepszym rezultatem. Koncert z Santa Cruz - poniekąd zamykał pierwszy miesiąc trasy - dokonano minimalnych korekt - np wypadł przypominający "dobre stare czasy" - Tell It All - widocznie Metheny nie był zadowolony z rezultatów - oraz klasyk Farmers Trust - w dalszej części trasy nie wykonywany już prawie wcale lub absolutnie okazjonalnie - chyba na koncertach w Polsce - ale pewności nie mam. Był jeszcze grany w sumie sympatyczny Afternoon - u nas dzięki np. Kydryńskiemu - mocno promowany stał nawet pewnym przebojem - mnie upłynęło sporo czasu zanim się do niego ostateczne przekonałem bo zawsze wydawał zbyt prosty dla PMG, kojarzył z taką próbą "tworzenia hitu na siłę" czy taką: "smooth-jazzową-barowo-kawiarnianą-koktajlową-knajpiarną" stylistyką. Jak na bootleg z publiczności całkiem fajna jakość dźwięku. Na pewno o niebo lepsza niż do tej pory znanych i dostępnych bootlegów z Włoch.
Wypłynął dzięki kolekcjonerowi - istnemu "Księciu Patologów" - intrygujący bootleg. Tym większa radocha bo "na wirtualnym rynku bootlegów" - tych powszechnie dostępnych - dotkliwie brakowało większej ilości koncertów z imponującej trasy Speaking of Now - z istną kolosalną dawką muzyki - koncerty często dobijały do 3 godzin, a i tak PMG koncentrowała głównie na materiale z najnowszego wtedy krążka grając go prawie w całości - w przemyślany sposób dawkując napięcie, przeplatając klasykami, paroma niespodziankami ( głównie fenomenalny hołd dla Jaco - Bright Size Life - prezentujący bajeczne umiejętności wtedy okrzykniętego "nowym Pastoriusem" - Richarda Bony ) - sam materiał z momentami niejednoznacznego i ciut "kontrowersyjnego" Speaking - również został potraktowany z adekwatną swobodą i pozmieniano kolejność utworów z chyba o wiele lepszym rezultatem. Koncert z Santa Cruz - poniekąd zamykał pierwszy miesiąc trasy - dokonano minimalnych korekt - np wypadł przypominający "dobre stare czasy" - Tell It All - widocznie Metheny nie był zadowolony z rezultatów - oraz klasyk Farmers Trust - w dalszej części trasy nie wykonywany już prawie wcale lub absolutnie okazjonalnie - chyba na koncertach w Polsce - ale pewności nie mam. Był jeszcze grany w sumie sympatyczny Afternoon - u nas dzięki np. Kydryńskiemu - mocno promowany stał nawet pewnym przebojem - mnie upłynęło sporo czasu zanim się do niego ostateczne przekonałem bo zawsze wydawał zbyt prosty dla PMG, kojarzył z taką próbą "tworzenia hitu na siłę" czy taką: "smooth-jazzową-barowo-kawiarnianą-koktajlową-knajpiarną" stylistyką. Jak na bootleg z publiczności całkiem fajna jakość dźwięku. Na pewno o niebo lepsza niż do tej pory znanych i dostępnych bootlegów z Włoch.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Jeśli ktoś chce sobie posłuchać poszczególnych kawałków - gorąco polecam i zachęcam bo świetny show:
https://www.sendspace.com/file/leusfh
https://www.sendspace.com/file/dflxuc
https://www.sendspace.com/file/leusfh
https://www.sendspace.com/file/dflxuc
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=aKSfZV-ZeJs
Rozpieszczania fanów i kolekcjonerów ciąg dalszy - cudowna trafiła nam się końcówka wiosny i początek lata. Przy okazji nie obyło bez odrobiny kontrowersji - bootleg zacny ale chyba mocno zdekompletowany - odbiegający od "oficjalnej" set listy z tego show:
1989.06.29 (8:00 p.m.)
Lenox, Massachusetts, United States
Berkshire Performing Arts Center
Pat Metheny Group
Pat Metheny, guitars, guitar synthesizer, electric sitar
Lyle Mays, piano, synthesizers
Steve Rodby, double bass, bass guitar
Paul Wertico, drums, percussion
Armando Marçal, percussion, berimbau, vocals
Pedro Aznar, vocals, guitar, percussion, vibraphone, marimba, glockenspiel, tenor saxophone,
melodica, panpipe
5-5-7 (Pat Metheny, Lyle Mays)
Better Days Ahead (Pat Metheny)
Change Of Heart (Pat Metheny)
Have You Heard (Pat Metheny)
Every Summer Night (Pat Metheny)
Blues For Pat (Charlie Haden)
Last Train Home (Pat Metheny)
First Circle (Pat Metheny, Lyle Mays)
Scrap Metal (Pat Metheny)
Spring Ain't Here (Pat Metheny)
Farmer's Trust (Pat Metheny)
Straight On Red (Pat Metheny, Lyle Mays)
Are You Going With Me? (Pat Metheny, Lyle Mays)
The Fields, The Sky (Pat Metheny)
Are We There Yet (Lyle Mays)
(It's Just) Talk (Pat Metheny)
Letter From Home (Pat Metheny)
Vidala (Pedro Aznar)
Minuano (Six-Eight) (Pat Metheny, Lyle Mays)
Third Wind (Pat Metheny, Lyle Mays)
Tutaj mamy bis / bonus urokliwy i rozczulający Slip Away - ale chyba pochodzący z innego występu - podejrzewam, że mógł to być przełomowy z Jazz Festiwalu z Montralu - gdzie Pat i jego team grali chyba dla największego audytorium w historii. Koncert z Lenox - był bodajże pierwszy właściwej trasy promującej najnowszy Letter From Home - nie licząc rozgrzewającej - tradycyjnie testującej nowy premierowy materiał z szykowanego w/w Letter na początku roku - z lutego 89.
Bootleg warty przesłuchania i uwagi - gdyż jako jeden z nielicznych jako "opener" pojawił owiany legendą, ukochany przez grupkę oddanych fanów, wielbiony przez nich i stawiany jako "Wzorzec z Sevres" - brzmienia, stylistyki, wrażliwości, fantazji kompozytorskiej, tej jedynej melodyki PMG - czyli 557 - nie wiem doprawy dlaczego Metheny po może paru występach zarzucił tę koncepcję - na moje ucho brzmiało to super - pojawia radosny nabijany przez perfekcyjną sekcję Wertico / Marcal pulsacyjny rytm, potem riff bassu Steve`a i po kolei dołączają kolejni instrumentaliści..... niestety w dalszej części Letter Tour - nieszczęsny 557 został albo wciśnięty łaskawie w drugiej połowie set listy czy całkiem zarzucony. Czasem trudno zrozumieć wielkich artystów i ich fobie lub niezadowolenie. Na uwagę zasługują mocno rozimprowizowane i luźne Every Summer Night i Spring Ain`t Here czy jak zwykle tajemniczy i ukazujący trudniejszy oblicze zespołu i koncepcje kompozytorskie ujawniające ambicje śp. Maysa - Are We There Yet. Są też bardziej jazzowe i dyskretno / kameralne Change of Heart i Blues For Pat. Jak zawsze cieszy w pełnej krasie z natchnionymi wokalizami powracającego Pedro Aznara Minuano. Świetny koncert.
Rozpieszczania fanów i kolekcjonerów ciąg dalszy - cudowna trafiła nam się końcówka wiosny i początek lata. Przy okazji nie obyło bez odrobiny kontrowersji - bootleg zacny ale chyba mocno zdekompletowany - odbiegający od "oficjalnej" set listy z tego show:
1989.06.29 (8:00 p.m.)
Lenox, Massachusetts, United States
Berkshire Performing Arts Center
Pat Metheny Group
Pat Metheny, guitars, guitar synthesizer, electric sitar
Lyle Mays, piano, synthesizers
Steve Rodby, double bass, bass guitar
Paul Wertico, drums, percussion
Armando Marçal, percussion, berimbau, vocals
Pedro Aznar, vocals, guitar, percussion, vibraphone, marimba, glockenspiel, tenor saxophone,
melodica, panpipe
5-5-7 (Pat Metheny, Lyle Mays)
Better Days Ahead (Pat Metheny)
Change Of Heart (Pat Metheny)
Have You Heard (Pat Metheny)
Every Summer Night (Pat Metheny)
Blues For Pat (Charlie Haden)
Last Train Home (Pat Metheny)
First Circle (Pat Metheny, Lyle Mays)
Scrap Metal (Pat Metheny)
Spring Ain't Here (Pat Metheny)
Farmer's Trust (Pat Metheny)
Straight On Red (Pat Metheny, Lyle Mays)
Are You Going With Me? (Pat Metheny, Lyle Mays)
The Fields, The Sky (Pat Metheny)
Are We There Yet (Lyle Mays)
(It's Just) Talk (Pat Metheny)
Letter From Home (Pat Metheny)
Vidala (Pedro Aznar)
Minuano (Six-Eight) (Pat Metheny, Lyle Mays)
Third Wind (Pat Metheny, Lyle Mays)
Tutaj mamy bis / bonus urokliwy i rozczulający Slip Away - ale chyba pochodzący z innego występu - podejrzewam, że mógł to być przełomowy z Jazz Festiwalu z Montralu - gdzie Pat i jego team grali chyba dla największego audytorium w historii. Koncert z Lenox - był bodajże pierwszy właściwej trasy promującej najnowszy Letter From Home - nie licząc rozgrzewającej - tradycyjnie testującej nowy premierowy materiał z szykowanego w/w Letter na początku roku - z lutego 89.
Bootleg warty przesłuchania i uwagi - gdyż jako jeden z nielicznych jako "opener" pojawił owiany legendą, ukochany przez grupkę oddanych fanów, wielbiony przez nich i stawiany jako "Wzorzec z Sevres" - brzmienia, stylistyki, wrażliwości, fantazji kompozytorskiej, tej jedynej melodyki PMG - czyli 557 - nie wiem doprawy dlaczego Metheny po może paru występach zarzucił tę koncepcję - na moje ucho brzmiało to super - pojawia radosny nabijany przez perfekcyjną sekcję Wertico / Marcal pulsacyjny rytm, potem riff bassu Steve`a i po kolei dołączają kolejni instrumentaliści..... niestety w dalszej części Letter Tour - nieszczęsny 557 został albo wciśnięty łaskawie w drugiej połowie set listy czy całkiem zarzucony. Czasem trudno zrozumieć wielkich artystów i ich fobie lub niezadowolenie. Na uwagę zasługują mocno rozimprowizowane i luźne Every Summer Night i Spring Ain`t Here czy jak zwykle tajemniczy i ukazujący trudniejszy oblicze zespołu i koncepcje kompozytorskie ujawniające ambicje śp. Maysa - Are We There Yet. Są też bardziej jazzowe i dyskretno / kameralne Change of Heart i Blues For Pat. Jak zawsze cieszy w pełnej krasie z natchnionymi wokalizami powracającego Pedro Aznara Minuano. Świetny koncert.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=9GM5qq5jido
Mino nieznacznie "gorszej" jako?ci d?wi?ku trudno przej?? oboj?tnie obok tego koncertu. Z trasy, która z jednej strony by?a kontynuacj? tej jesiennej, gdzie panowie prezentowali nowe pomys?y i kompozycje na szykowany prze?omowy First Circle - vide tytu?owy i cudny End of the Game - a z drugiej b?d?ca ju? ostr? rozgrzewk? przed sesj? nagraniow? - bo na tras? ruszyli dopiero jesieni? 84. Mnie ten bootleg zafascynowa? z powodu równie? rzadko wykonywanego nasyconego nostalgiczn? i nieziemsko romantyczn? aur? - jak to u Aznara - mimo, ?e ten wielki muzyk jedynie napisa? tekst i w pewnym stopniu bra? udzia? w aran?ach - to uczyni? Mas Alla - prawie swoj? wizytówk? - gra? to z powodzeniem w pó?niejszych latach na swoich solowych recitalach, wielkie emocje, niesamowita aur? i ten ?al za utrat? czego? bliskiego. Sama kompozycja jeszcze jako lu?na impresja i surowy szkic pami?ta czasy wspó?pracy i koncertów z Nan? Vasconcelosem z 81. Sko?czony i w?a?ciwy kszta?t nabra? dopiero pod cudownym "dotykiem g?osu" Pedro Aznara. Nigdy nie zapomn? gdy w latach szko?y ?redniej w zimny marcowy dzie? wraca?em z CD First Circle - par? utworów ju? zna?em cho?by z koncertów czy audycji radiowych ale Mas Alla mnie zachwyci? i od tego jeszcze bardziej pog??bi? mój prywatny platoniczny "romans" z g?osem Aznara. Znów ?al, ?e Mas Alla w pó?niejszych latach "przepad?" w odm?tach coraz bogatszego dorobku PMG i ju? nie by? przypominany. Wymieniony wy?ej End of the Game równie? przybiera? doskonalszy kszta?t - szczególnie gwizdana na pocz?tku melodia - jesieni? 83 jeszcze jakby na zasadzie "idziemy na czuja i co wyjdzie to wyjdzie". I jeszcze to zdj?cie z "ok?adki" - Pat z tajemniczym spojrzeniem i niby ?wier? u?miechem - wygl?da zabójczo - nie dziwi? si?, ?e wtedy podobno "mia? dziewczyn? w ka?dym porcie" , kto by zdo?a? mu si? oprze? ?
Mino nieznacznie "gorszej" jako?ci d?wi?ku trudno przej?? oboj?tnie obok tego koncertu. Z trasy, która z jednej strony by?a kontynuacj? tej jesiennej, gdzie panowie prezentowali nowe pomys?y i kompozycje na szykowany prze?omowy First Circle - vide tytu?owy i cudny End of the Game - a z drugiej b?d?ca ju? ostr? rozgrzewk? przed sesj? nagraniow? - bo na tras? ruszyli dopiero jesieni? 84. Mnie ten bootleg zafascynowa? z powodu równie? rzadko wykonywanego nasyconego nostalgiczn? i nieziemsko romantyczn? aur? - jak to u Aznara - mimo, ?e ten wielki muzyk jedynie napisa? tekst i w pewnym stopniu bra? udzia? w aran?ach - to uczyni? Mas Alla - prawie swoj? wizytówk? - gra? to z powodzeniem w pó?niejszych latach na swoich solowych recitalach, wielkie emocje, niesamowita aur? i ten ?al za utrat? czego? bliskiego. Sama kompozycja jeszcze jako lu?na impresja i surowy szkic pami?ta czasy wspó?pracy i koncertów z Nan? Vasconcelosem z 81. Sko?czony i w?a?ciwy kszta?t nabra? dopiero pod cudownym "dotykiem g?osu" Pedro Aznara. Nigdy nie zapomn? gdy w latach szko?y ?redniej w zimny marcowy dzie? wraca?em z CD First Circle - par? utworów ju? zna?em cho?by z koncertów czy audycji radiowych ale Mas Alla mnie zachwyci? i od tego jeszcze bardziej pog??bi? mój prywatny platoniczny "romans" z g?osem Aznara. Znów ?al, ?e Mas Alla w pó?niejszych latach "przepad?" w odm?tach coraz bogatszego dorobku PMG i ju? nie by? przypominany. Wymieniony wy?ej End of the Game równie? przybiera? doskonalszy kszta?t - szczególnie gwizdana na pocz?tku melodia - jesieni? 83 jeszcze jakby na zasadzie "idziemy na czuja i co wyjdzie to wyjdzie". I jeszcze to zdj?cie z "ok?adki" - Pat z tajemniczym spojrzeniem i niby ?wier? u?miechem - wygl?da zabójczo - nie dziwi? si?, ?e wtedy podobno "mia? dziewczyn? w ka?dym porcie" , kto by zdo?a? mu si? oprze? ?
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4109
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
PAT METHENY GROUP
Parc de la Villette, Grande Halle de la Villette
Paris, France
https://www.youtube.com/watch?v=hCjeYCEcXrM
Wypłynął ciekawy bootleg - mnóstwo muzyki dla fanów, mimo nagrania z publiczności całkiem niezła jakość dźwięku - a gdy zatonąć w utwory i dać się ponieść muzyce okazuje, że u Pata nie ma pozornie dwóch identycznych występów - Metheny prawie nigdy nie szedł na łatwiznę i nie "odgrywał" ani nie "odbębniał" koncertów. W jego partiach solowych były wyraźne ślady poszukiwań, nowych ścieżek, rozwiązań, melodii, jak dany utwór zaprezentować na nowo i co z niego można wycisnąć by samemu jako wykonawca i improwizator dobrze bawić, broń Boże nie nudzić, ale i by słuchacze zostali zaczarowani. To się udaje - wystarczy posłuchać środkowych części Every Summer Night, Spring Ain`t Here, sztandarowego Are You Going With Me, Naked Moon, If I Could itd. To chyba najsilniejsza strona tego materiału, nieustanna ciekawość tych niby znanych kompozycji wśród muzyków, głód ich dalszego eksplorowania przy jednoczesnemu hołdowania najwyższym standardom jakościowym - by fani przybyli na koncert dostali to co znają, za co zapłacili za bilety ale by dać im też coś unikatowego - co być może nie otrzymają inni. Mimo całkiem sporej ilości bootlegów z tego okresu z Budapesztem, Marseilles, Besancon - warto sięgnąć o Paryż.
Parc de la Villette, Grande Halle de la Villette
Paris, France
https://www.youtube.com/watch?v=hCjeYCEcXrM
Wypłynął ciekawy bootleg - mnóstwo muzyki dla fanów, mimo nagrania z publiczności całkiem niezła jakość dźwięku - a gdy zatonąć w utwory i dać się ponieść muzyce okazuje, że u Pata nie ma pozornie dwóch identycznych występów - Metheny prawie nigdy nie szedł na łatwiznę i nie "odgrywał" ani nie "odbębniał" koncertów. W jego partiach solowych były wyraźne ślady poszukiwań, nowych ścieżek, rozwiązań, melodii, jak dany utwór zaprezentować na nowo i co z niego można wycisnąć by samemu jako wykonawca i improwizator dobrze bawić, broń Boże nie nudzić, ale i by słuchacze zostali zaczarowani. To się udaje - wystarczy posłuchać środkowych części Every Summer Night, Spring Ain`t Here, sztandarowego Are You Going With Me, Naked Moon, If I Could itd. To chyba najsilniejsza strona tego materiału, nieustanna ciekawość tych niby znanych kompozycji wśród muzyków, głód ich dalszego eksplorowania przy jednoczesnemu hołdowania najwyższym standardom jakościowym - by fani przybyli na koncert dostali to co znają, za co zapłacili za bilety ale by dać im też coś unikatowego - co być może nie otrzymają inni. Mimo całkiem sporej ilości bootlegów z tego okresu z Budapesztem, Marseilles, Besancon - warto sięgnąć o Paryż.
...Nobody expects the Spanish inquisition !