Pat Metheny

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Pat Metheny & Secret Story Band
Dusseldorf, Philipshalle,
1993-04-30
"Tell her you saw Dusseldorf"


https://www.youtube.com/watch?v=8N_eANYk4d4


http://marc.morvan.free.fr/pmdb/chronol ... 930430.htm


Świetny koncert - wielka gratka dla kolekcjonerów i fanów gitarzysty. Po zimowo/wiosennej przerwie Metheny i jego Secret Story Band wrócili na trasę kontynuując pasmo pełne sukcesów z jesieni wcześniejszego roku - grając pełną rozmachu, przebogatą muzykę - która wydawało się jest niemożliwa do odtworzenia na żywo i to z jaką lekkością i polotem. Jak już wcześniej wspomniałem - zastąpienie nieco nudnego "wyrobnika" Torstena pełną ognia, poczucia humoru i werwy Barbarą Under (Wertico). Set list nie uległa zasadniczej przebudowie a lider i jego wyborni partnerzy rozentuzjazmowanej publiczności serwowali bite dwie i pół godziny muzycznej uczty i wciągające podróży. Zespół już był solidnie rozgrzany całym miesiącem intensywnych koncertów zapoczątkowanych 1 kwietnia ( idealny termin na rozpoczęcie trasy ) w Finlandii na Espoo Jazz Festival - równo miesiąc przed owianymi legendą koncertami w Polsce na owianym złą sławą ( akustyka ) Torwarze.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

By nie wchodzić w buty "psycho-fana" czy "och-i-ach, upadłem na podłogę i zawyłem z rozkoszy" :roll: :wink: - kilka mankamentów można wskazać - by nie było zbyt różowo. Brak w tej perfekcyjnie zaprogramowanej i funkcjonującej "koncertowej machinie" niekiedy większej dawki spontaniczności i szaleństwa - jakiejś pokerowej zagrywki i wyciągnięcia fanów ze strefy komfortu. Wcześniej już opisałem, że bardziej "osłuchanych" fanów mogą razić niestety momentami "odegrane" czy o zgrozo - "odbębnione" dla "niedzielnych fanów" lub za przeproszeniem "kobiecej" części widowni - rozpoznawalne i melodyjne "hity" - czyli skrócone rażąco Third Wind i Minuano ( brak natchnionego wokalnego snującego niepokojąco intro ) oraz Last Train Home. Niby należy doceniać Pata jak zna i kocha swoją publiczność tak zafascynowanych tymi kawałkami, że wie iż publisia chce je usłyszeć i daje im co znają i lubią.... ale właśnie - niekiedy dobre kompozycje sprowadzone do rangi "piosenek" czy "pioseneczek" nieco "rzucone na żer" mniej wyrobionej grupce fanów - znających dorobek PMG pobieżnie i domagające głównie "szlagierów". W przypadku trasy Secret Story Tour - brakowało jakiejś głębszej podróży w czasie - błędem moim zdaniem było odpuszczenie niezwykle udanych "odrzutów" - wykonywany na rozgrzewce przed nagraniem Still Life - cudny Look Ahead i inny duet Pat / Toots - magiczny Back in Time -

https://www.youtube.com/watch?v=dzYLLetk6-I



na trasie dobra okazja by np uczynić z tego duet Pat i akordeon Gila lub Pat i trąbka Ledforda..... coś innego, na pewno intrygującego - lepsza opcja niż surowy, chropowaty i chaotyczny - niestety niezmierzający donikąd We Had a Sister. Dawni fani mogli czuć zbici z tropu brakiem solówki syntezatora - imitującego nieco frazowanie i wyczucie melodii Tootsa - Maysa w Are You Going With Me - zmarnowano okazję by nowy klawiszowcy Beard czy Goldstein mogli zaprezentować własne pomysły i wrażliwość - np na akordeonie - dlaczego nie ?. Pat prezentując mnóstwo premierowego materiału chciał zrekompensować cierpliwość - klasykami ale proporcje i rozsądek to jedno a pewne rutyniarstwo i "nudziarstwo" to inna sprawa. Lider momentami nie miał na tyle zaufania do widowni , która była spragniona niespodzianek i kojarzyła mocniej PMG z Daulton Lee czy April Joy niż z ogrywanymi do bólu kawałkami ze Still Life i Letter From Home. Tak bogaty aparat wykonawczy aż prosił się o interpretacje kompozycji z New Chautauqua czy Wichita.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=41s5SxHq07Y

PAT METHENY GROUP
Chapiteau des Expositions (*)
Nice, France
February 22nd, 1983

Zespół był już mniej więcej miesiąc w trasie od końca stycznia. Szkoda, że cały występ nie został zarejestrowany - tylko ok połowa. Jak na nagranie z publiczności dobra jakość dźwięku - słuchanie to żadna tortura. Band nadal się zgrywał i wychodziło to coraz lepiej co chyba najdobitniej i najpełniej słuchać w Extradition. Utwór stopniowo wypadał z set listy - prawie już nie wykonywany w 84 a w 85 okazjonalnie. Tu warto poświęcić mu więcej uwagi - choćby z racji pełnej rozmachu partii solowej Maysa zaraz po głównym motywie oraz swobodniejszej niż zazwyczaj solówce Pata na syntezatorze gitarowym. Małe okienko ma dla siebie pod koniec w dalszym ciągu aklimatyzujący się młody Wertico - choć jego przyśpieszone partie w repetycji głównego tematu - mogą się niektórym wydawać mało przekonujące i zbyt toporne.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

https://www.guitars101.com/threads/pat- ... st-3685714

https://www.guitars101.com/threads/pat- ... st-3703829


Polecam z serca te dwa w sumie nierozerwalne ze sobą bootlegi niezmordowanym fanom kolejnych etapów ewolucji koncertowej i stylistycznej ( nawet tej najbardziej subtelnej i niepozornej - wydającej plony i kwiaty znacznie znacznie później ) twórczości Pata. Wcześniej polecałem koncerty z Pier z NYC - również akcentując jaką okrasą i wisienką - a ściśle czterema wisienkami ( a może czeresienkami ? ) na torcie PMG czy "deserem" były gościnne partie wokalne w Airstream i Jaco - wokalnej grupy sióstr Perry - Perri. Metheny i jego band w ciągu ponad 45 lat swojego istnienia raczej stronili od zapraszania i czynnego angażowania w działania żeńskich grup wokalnych czy jazzowych wokalistek - może podskórnie czując jaki to grząski i niebezpieczny teren - nasza Jopek mogła autentycznie czuć wyróżniona podobnie jak Akiko Yano - w jakiejkolwiek formie i w jakkolwiek udokumentowane były to wybitnie "epizody" śledzone przez najbardziej zajadłych i nieprzejednanych tropicieli i "patologów" - pożeraczy wiecznie głodnych dosłownie WSZYSTKIEGO w czym maczał swoje magiczne paluszki Metheny. Stąd współpraca z projektem / bandem Perri była czymś unikatowym a dziś zapomnianym. W naszym kraju niewielu można znaleźć wytrawnych koneserów, którzy mieliby w ogóle pojęcie kto to jest Perri i z kim współpracowały - o poosiadaniu dyskografii mocniej kojarzonej z wąskim i na polskim rynku obcym gatunku jazz soul - nie wspomnę - dwa kawałki w/w Airstream i Jaco - dzielne i urocze siostry wydały na debiutanckim dla Zebra Records w 86 r. krążek Celebrate ! - o dziwo akompaniuje im band złożony z innych muzyków sesyjnych - aż prosiło się by gościnnie pojawił PMG - czyżby problemy na liniii management / wytwórnie / prawnicy i kontrakty ?. Z sióstr Perry - Perri - jedynie Lori odniosła "umiarkowany" ( a któż to zmierzy ? ) - sukces - bardziej wryła w pamięć uczestnikom koncertów, projektów płytowych wytwórni GRP - np Grusina, Lee Ritenoura, śp. boskiego George`a Duke`a śpiewając w chórkach np z Philem Perry. Niektórych wersja wokalna Jaco - może wystraszyć - ale pomysł odważny a efekt intrygujący - zamiast solówki już niestety nieobecnego ucznia śp. Jaco - Marka Egana - mamy solówkę Pata będącej w silnym dyskursie i dialogi z czterema wokalistkami na zasadzie żadnej "battle" ale czujnej i uważnej: Call and Response - nawiązującej do najlepszych i przednich tradycji big bandowego jazzu ze sławami wokalnego jazzu żeńskiego jak i męskiego. Gościnny udział Perri trwał mniej więcej ok 2/5 mieś od końcówki maja do końca sierpnia koncertów po Stanach 85.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=O3h7-XvzeiQ

To już 32 lata od wydania tej nieziemskiej urody płyty - z w/w Autumn na czele - choć dla mnie zawsze silniej kojarzyć się będzie z początkiem lata - z końcówką czerwca i egzaminami na studia z których człowiek na złamanie karku gna na pociąg w góry. Nadal mam i hołubię jak najcenniejszy skarb mój egzemplarz kupiony z śp. sklepie płytowym na byłym dworcu PKP Katowice - jakby czekał właśnie na mnie. Ciekawostka - kompozycja młodego wówczas ok 23 letniego Polo Orti - w naszym kraju prawie nieznany pianista z Wysp Kanaryjskich - który chciał zrobić wrażenie na Burtonie i zaprezentował jedną ze swoich kompozycji. Zabawne - bo brzmi jak bezdyskusyjnie PMG z najlepszego okresu. To jedna z pereł, które zawsze poprawiają nastrój i które mogły nigdy nie kończyć - lider oraz jak sam mawiał jego "kid brother" Pat - mają wyborną okazję do zaprezntowania swojego kunsztu :

https://www.youtube.com/watch?v=pFEx9J5JijE


Nadal nieśmiało liczę, że ukaże jakiś dłuższy materiał z trasy Reunion - krótkiej - ledwie ok miesiąca, coś około tego z Markiem Johnsonem na akustycznym basie zamiast Willa Lee. Na przełomie lat 80 i 90 - sekcja Erskine / Johnson nie tylko w ramach projektów ECM była uznawana za najlepszą.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

Pat Metheny Group
Telluride Jazz Festival
Telluride, Colorado, U.S.A.
August 28, 1978


https://www.youtube.com/watch?v=a8T9zWLokKE


Wielokrotnie niesprawiedliwie pomijany bootleg wśród fanów / kolekcjonerów / kopaczy / archiwistów - jednym słowem "patologów". Wart odnotowania, że obok znakomitej jakości dźwięku - materiał był szykowany do transmisji radiowej i tak się zachowała łącznie z zapowiedziami - z zamknięciem spikera, trwa około godziny. Muzyka PMG nadal w tym okresie się kształtowała, choć jej główne najważniejsze składniki były już obecne - a w dalszej perspektywie była przedmiotem ewolucji i wzbogacenia o kolejne pierwiastki. Inną ozdobą jest jedno z pierwszych jeszcze bez tytułu wykonań asa The Epic - świetna wersja, oszczędniejsza w środkach, nie tak rozbudowana jak np w następnym roku - mniej "zagoniona". W odpowiedziach fanów sam gitarzysta wspomina nagrywanie i wykonywanie tego kawałka z lekkim przymrużeniem oka - że pamięta głównie wybuchy śmiechu towarzyszący jego zdaniem "przesadnemu pośpiechowi" poszczególnych odcinków / fragmentów / sekcji - wszystko wydawało tak pośpieszne, popędzane, gonione - że przyprawiało muzyków o śmiech - że niby "takie absurdalne". To samo dotyczy tytułowego American Garage - który miał sygnować nie tylko kolejne wydawnictwo PMG ale również stać obowiązkowym hitem na bis - aż do bodajże 85 - jednakże mnie osobiście koncertowe późniejsze wykonania Garażu nie specjalnie bawiły - wydawały zagrane tak przesadnie szybko - jak w konkursach Chopinowskich dostawali szału jurorzy krzywiący w niesmaku, że liczni szczególnie azjatyccy wykonawcy "chcieli mazurki Fryderyka zagonić dosłownie na śmierć". Lubię ten bootleg bo wiele w nim luzu, późno popołudniowego powietrza, przestrzeni, miejsca na cieniowanie i niuanse. W krótkim wywiadzie Pat po raz kolejny składa hołd i podkreśla jak wiele zawdzięcza środowisku muzycznemu Kansas City - nie mógł trafić do lepszej "szkoły" - w dużej mierze w Polsce mało znanemu - a tam uchodzącymi za gwiazdę, "Boga", i spiritus movens - perkusiście Tommy Ruskinowi - gdyby żył - a zmarł w 2015 obchodziłby równe 80 urodziny. Metheny w wywiadach nigdy nie ukrywał, że to co robił, robi obecnie ma silny związek z Jego muzyką. Drummer i leader kładł nacisk na fachowość, znajomość jazzowej tradycji - ale nie bezsensowne, automatyczne odgrywanie standardów, cudzych fraz - tylko co dany młodziak może zrobić i ma do zaoferowania w kwestii standardów jak Cherokee czy All the Things You Are - nie było "cool" grać pod Montgomery`ego czy Shortera - grasz / chcesz grać jazz - ok - ale pokaż osobowość, co masz do powiedzenia - opanowałeś materiał - świetnie - ale jak możesz go dalej z inwencją i fantazją rozwijać. Dlatego Ruskin czy później Burton byli pod wrażeniem Pata - że był unikatowy, nie jazzowy w rozumieniu purystów, rockowy też nie, popowy nie - ale również nie "fusion". To się w środowisku Kansas City ceniono.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

PAT METHENY
Queen Elisabeth Hall
Vancouber, BC, Canada
October 4th, 1992
Secrets Stories Tour


https://www.youtube.com/watch?v=0GSa6TJkrdo

Nie zliczę, która to już wyborna okazja by uzupełnić zbiory i cieszyć piękną zaaranżowaną z hollywoodzkim rozmachem muzyką i pilnie śledzić jak materiał z Secret Story rozkwitał, ożywał i ewoluował w trakcie koncertów. Band Pata i Gila rozkręcał na dobre i grał już od mniej więcej 10 dni. Set lista na dobre okrzepła - co piszę z pewnym smutkiem gdyż jak wspomniałem wcześniej po raptem paru dniach wyleciał mój ukochany Longest Summer. Koncert z Vancouver nie przynosi może wielkich niespodzianek ale jest godny przesłuchania i odnotowania co najmniej z dwóch powodów - delikatniejsze, wyważone z falującą, eteryczną solówką na fortepianie Jim Bearda w kontrowersyjnym We Had a Sister - ta wersja najbardziej przekonuje, jest zwiastują i kuszącą obietnicą jaką wyrafinowaną a przy tym nad wyraz ascetyczną, logiczną i skromną przybierze na albumie z Joshua Redmanem oraz - nabierającej w drugiej mocniejszej rockowej części - bluesowego zacięcia Cathedral in a Suitcase - wreszcie w tej mocniejszej finalnej sekwencji uporządkowane, mniej nerwowe i dzięki grze Wertico trzymające puls i należytą dawkę ekspresji - co nie było regułą dla tej początkowo eterycznej i z lekka "świątecznej" ( dzwonki i słodkie filmowe smyczki ) kompozycji. Nieustannie jakby "od nowa" wymyślanej i harmonicznie rozwijanej na wszelkie możliwe sposoby How Insensitive Jobima - również można się rozpływać w zachwytach całą wieczność - ta kompozycja zdaje się wręcz stworzona i wymarzona dla kogoś pokroju Pata - nie ma przesady gdy napiszę i wielu fanów podziela tę opinię - iż muzyk począwszy od trasy Secret Story uczynił z niej "własną". Bardzo dobra, przepełniona emocjami i narracyjną treścią solówka w memento, in memoriam - marszu żałobnym poruszającym jak zwykle - The Truth Will Always Be - żal, iż muzyk już nigdy więcej nie sięgnął po nią na koncertach - jej napięcie, mistrzowskie budowanie napięcia, klimat - nigdy nie nudzą - warto sięgać po KAŻDY bootleg z trasy Secret Story choćby dla niej. Jakieś mankamenty czy zastrzeżenia ? - jak wcześniej nadmieniłem - małą zmarnowaną szansa jest brak solówki klawiszowej / na trąbce czy fortepianie w skróconym przesadnie Are You Going With Me - aż prosiło by Gil na akordeonie, Jim na pianinie czy śp. Ledford na trąbce zaprezentowali coś swojego, coś innego w tej kompozycji. Podobnie ciut zbyt "rutyniarsko" odegrane "szlagiery" - Last Train Home i Third Wind - ostatni chyba jako okazja by zaprezentować mini festiwal samby i karnawał w Rio - Armando Marcala - osobiście zamiast nich usłyszałbym coś "zapomnianego" i "spoza kanonu". Niestety popularność Pata i krążka Still Life robiła swoje i należało zrobić ukłon w stronę publiczności. Nie zmienia to faktu - że po raz enty, milionowy możemy upajać jakimi zawodowcami w każdym calu i zbiorem "najlepszych z najlepszych" był Secret Story Band - tym większa nostalgia za tymi czasami gdy zestawi z coraz bardziej kameralnymi i ascetycznymi do bólu ostatnimi projektami czy aktualnym Metheny`ego. Dziś czasem chciałoby się znów usłyszeć i obejrzeć tamten przepych i rozmach - może gitarzysta czuł, że to coś wyjątkowego, że to szczyt-szczytów i już nigdy czegoś podobnego nie osiągnie - szkoda bo w tym roku mija okrągła 30 rocznica bajecznego projektu i trasy.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=OYrs0ktwsGY


Pat Metheny Group
Hammersmith Odeon, London, UK
15 / 16 Dec 1989

Ciekawy bootleg nagrany w kultowej dla fanów rocka progresywnego i rocka w ogóle - sali w Londynie - Hammersmith Odeon - w trakcie jednego z dwóch występów - nijako na finał półrocznej trasy Letter From Home od końca czerwca aż prawie do Świąt Bożego Narodzenia. Jak pisałem wcześniej - zestaw i set lista od dawna okrzepły - wypadło kilka ukochanych przez fanów i maniaków perełek z cudownym 5-5-7 na czele. Pat miał zmysł nad wyraz praktyczny i nie miał sentymentów dla swoich pozornie "mniej fortunnych i udanych kompozycji". Z dawnych ECM`owskich lat uchował lub raczej przywrócony do łask był pamiętający zamierzchłe czasy New Chautauqua - skromny kameralny Hermitage, szkoda, że za jego przykładem i tropem nie poszedł np romantyczny uwielbiany przez rzesze Pata - Sueno con Mexico - dopiero przypomniany przy okazji projektu Orchestrion. Uwagę mogą przykuwać fantazyjne Every Summer Night i Spring Ain`t Here - gdzie jak zwykle niczym Herbie Nichols, Ahmad Jamal i Bill Evans śp. Mays i Metheny badają jakimi melodyjnymi improwizacjami i nowymi melodiami można je nasycić - za każdą frazą i wejściem na ustach słuchaczy pojawia promienny uśmiech - niezwykłe operowanie przestrzenią i bajeczna ekspresyjność. Kłaniają dobre stare czasy gdy po prawie czteroletniej przerwie zajęty własnymi projektami wrócił na łono zespołu największy romantyk - Pedro Aznar. Album Letter From Home był niemalże "ukoronowaniem" jego związku i w kładu w strukturę i filozofię zespołu.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=FFoz08x1r3E


Następne niemalże dwugodzinne cudeńko z trasy Parallel Realities - trwającej mimo uporczywych prób jej przedłużenia ok 2 miesięcy. Kazdy występ był niepowtarzalnym spektaklem bez precedensu - uskrzydleni muzycy za każdym razem i przy każdym utworze dawali z siebie wszystko, kładli na szalę swoją niepospolitą muzykalność i przełamywali swoje bariery - a przede wszystkim słuchaczy. Nie było dwóch podobnych koncertów. Koncert z Beacon Theater z NYC jest kolejnym dowodem - jak wówczas tuzy, mistrzowie, umiłowani w jazzie - traktowali tradycję, chwilę obecną i w jakim kierunku próbowali popchnąć muzykę improwizowaną - gdzie upatrywali jej widnokręgu. Mamy podobnie jak w przypadku wcześniejszych i późniejszych wybornych występów - ukłon w stronę późnego "drugiego wielkiego kwintetu Milesa z Shorterem", fascynacje ale bardziej folkowym i melodyjnym Colemanem z drugiej, optymistyczne ballady czerpiące z dobrodziejstw elektroniki, coś radosnego i puszczającego oczko dla fanów PMG i funky Hanckocka - jest dosłownie wszystko - istny szwedzki stów ideii, inspiracji, aspiracji, dążeń, natężeń, namiętności, ponęt, wynaturzeń i krotochwil - niczego nie zabrakło. Polecam. Jaki cios ma zagrany na bis - zwykle - a pierwotnie - otwierający i wpuszczający w eksplodujący barwami kolorowych sexy koszul rodem z Borneo i Hawai - Jack In - takie wtedy były czasy.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=Hh762Vk2hAw


Pat Metheny Group
Vermont Jazz Festival
Glen Ellen Ski Area
Fayston, Vermont
August 7, 1977

Bootleg, który szanujący się fan cz miłośnik PMG nie może "nie-znać". Młody muzyk z nieodłącznym wielgaśnym uśmiechem od ucha do ucha dojrzał do liderowania własnej formacji - wykrystalizował się pierwszy "klasyczny" skład - gitarzysta ze swadą przedstawiał nie unikając ironii i pure nonsens humoru - szczególnie w przypadku śp. Maysa - że ten do tej pory raczej z nikim nie grał ale gra teraz :D - a wiadomo, że wyrobił sobie imponującą markę grając i wykonując szalone solówki a la Chick Corea z Big Bandem Woody Hermana. Całkiem niezła jakość dźwięku - wręcz za dobra jak na opis "audience recording". Pasjonująca lekturą jest chociażby San Lorenzo - w surowej, pierwotnej, w dalszym ciągu "works in progress" - panowie szukają właściwych nowych form, motywów, tropów, pojawiają krótkie szkice pomysłów - które w ostateczności nie zostały rozwinięte - jak to w przypadku jazz - który prawdziwie rodzi się na żywo, w trakcie koncertów i w kontakcie z publicznością - np nie ma solówki Lyle`a a pojawia impresja na Oberheimie - nie wiem czy to jakieś problemy z fortepianem choć sam w/w syntezator również sprawia wrażenie, iż "niedomagał", utwór dopiero pod koniec sierpnia 77 nabrał właściwego kształtu i wszystko wskoczyło na swoje miejsce, nie mniej jednak słuchanie roboczej wersji to wielka frajda. Podobnie sprawa ma się w przypadku innego klasyka - Jaco - wolniej zagrany, nieco niezgrabny, panowie się "czają", robią podchody, jedynie Mark Egan bierze kompozycję szturmem. Świetnie brzmią nowe świeże aranże Bright Size Life, Missouri Uncompromised, Watercolours czy Lone Jack. Swoją drogą szkoda, że stosunkowo szybko i za "łatwo" utwory z debiutu Pata wyleciały z repertuaru - szczególnie tytułowy i Missouri - miał ogromny potencjał i można je było na rozmaite sposoby rozwijać - w partiach Egana czy potem nawet Rodby`iego oraz nieodżałowanego Maysa. Za każdym razem gdy słyszę tego faceta, jak oglądam koncert to niczym Himmilsbach na wieść o śmierci "Maklaka" - że ... ".... wiem, że nie żyje.... ale k.... nadal nie mogę w to uwierzyć... ".
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=BhjpE0T-blo


Intrygująca niespodzianka - wpadłem na to niedawno - nie miałem bladego pojęcia - że na początku roku 98 po mini przerwie świątecznej PMG próbowało przywrócić do łask i rozpieszczać zaskoczonych fanów - odświeżonym It`s For You - grany jedynie parę razy, wielka szkoda. Tu wersja z bootegu z Kutztown z 26 stycznia 1998 - czyli już 25 lat. Brzmi dość przekonująco - fani byli zachwyceni - następnie przechodziło to w subtelny i natchniony duet - September Fifteen - dedykowany dla Billa Evansa. Utwór stanowi okrasę bootlegów lub może jednego booltega :wink: - podobno zapytany Pat - dlaczego tak szybko zarzucili tą cudną kompozycję - graną ponowie po 10/17 latach ( na krótko wróciła do repertuaru w 88 - a wcześniej regularnie w 81 ) - odparł - że nie odczuwali aż tak wielkiej frajdy jak dawniej z odgrywania tego a - coś bezpowrotnie uleciało w powietrze i nie czuli tego "CZEGOŚ " jak dawniej - a może nowy skład nie czuł i nie potrafił odtworzyć tej dawnej magii - jak sekcja - Gottlieb / Rodby / Vasconcellos ?. Nie tylko ja zastanawiałem się czy Pat przez swój niezaprzeczalny sukces nie stał "zakładnikiem swojego wizerunku" a presja fanów wykupujących bilety i przybywającej tłumnie na koncerty - nie zaczęła mu dyktować warunków ?. Nie sugeruję, że wiecznie sobie łamał głowę co grać - co zostanie entuzjastycznie a co obojętnością przyjęte.... ale wiele niepozornych perełek mogło zostać w ten sposób "po macoszemu" potraktowane.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=OSPXnRW ... oe&index=1

Ostatnio z racji podróży służbowo / rodzinnych - jakoś chętniej i coraz częściej sięgam po krążek Side-Eye. Nie muszę powtarzać jak ważny jest dla mnie Pat i jego projekty... ale o ironio - jeśli już to wracam do koncertów / bootlegów z różnych faz PMG lub super kwartetu z Hancockiem i DeJohnette - ale od Orchestrionu czy Kin - rozmijam z tym facetem i nie chodzi tu o zacietrzewienie lub uprzedzenia "że teraz już nie to co kiedyś". Nie zawsze być może nadążam za jego tokiem myślenia i nowymi horyzontami. From this Place po raz kolejny udowodnił jak Metheny zaskakuje i stawia słuchaczom i zakochanym w jego muzyce wysoko poprzeczkę. Side Eye początkowo potraktowałem po macoszemu. Teraz usiłuję to nadrobić. Zgodnie z zapowiedziami lidera - to jakby "love letter" - czuła i subtelna zapowiedź tego co może się wydarzyć i początek nowej drogi - w jaką stronę to wszystko może się rozwinąć i wyewoluować. O ile czegoś nie pokręciłem w wywiadach jakie udzielił u nas w Polsce zdradził, że na orbicie jego zainteresowań jest ok 20 muzyków i ma szalony plan czy marzenie by kiedyś ich wszystkich zgromadzić w jednym miejscu - trudno sobie wyobrazić jaki to da finalny efekt i czy w ogóle do tego dojdzie. Niesamowite, że na w/w krążku pozyskał muzyków nawet młodszych ode mnie - mogli być śmiało jego synami a może i na upartego "wnukami" :wink: - żarcik. Nie wiem skąd ich wytrzasnął ale po raz milionowy udowodnił, że ma nosa w doborze partnerów. Na Side Eye najbardziej zachwycają i zwalają z nóg otwierający i zamykający - It Starts When We Disappear i Zenith Blue - pełniące rolę swoistej klamry. Ich można słuchać na okrągło a i tak non stop przy kolejnym przesłuchaniu czymś zaskakują i zachwycają. Muzyka stała tak skomplikowana, wielowarstwowa i wielokierunkowa - że śledząc przy każdej okazji co inne wątki - słuchacz sam staje architektem kompozycji - za każdym razem to się zmienia jak w kalejdoskopie, zestawia się elementy na nowo i nigdy nie otrzymuje się tego samego - niezwykły zabieg - sam się na tym wielokrotnie łapałem. Wspaniałą robotę wykonał James Francies na wszelkiej maści klawiszach - na fortepianie, organach ( instrument u Pata rzadko stosowany, pomijam projekt z Breckerem i Goldingsem - zwykle jako kolejna warstwa lukru czy kremu na wielopiętrowym ciastku w aranżach PMG - jakieś z dęciakami z syntezatora przejściach czy łącznikach), elektrycznym pianinie i wirtualnych analogach. Zadając kłam, że elektronika - transowe, ambientowe, space`owe, housowe smaczki nie pasują do jazzu czy go "psują". Jego podkładów, sekwencerów czy smaczków, dodatków, można słuchać bez końca. Zdumiewa jakie przebogate brzmienie osiągnęli grając wyłącznie jako trio - brawa i pokłony dla nieokiełznanego perkusisty - Marcusa Gilmore`a - rocznik 86 a "cichy bohater" Side Eye - Francies to 95 - czyli urodzony w okresie albumu PMG We Live Here. W zamykającym wspomnianym Zenith Blue pod koniec mamy pasjonujący dialog - wymianę zdań lub przecinające się partie "Mooga" Jamesa i syntezatora gitarowego Pata - efekt wprawia w zdumienie i szczery zachwyt - czegoś takiego u Metheny`ego jeszcze nie było i dopiero rozbudza apetyt na więcej i więcej. Odrobinę na ziemię sprowadzają niby nowe "odświeżone" wersje klasyków - jakby apatyczne, bez życia, bez pulsu czy dawnego szalonego pędu - szczególnie prawie nie do poznania Better Days Ahead - ja rozumiem jeśli autor chce spróbować innego podejścia, nowego otwarcia - wersji kameralnej, klubowej, wyciszonej i skradającej się - lecz w tym przypadku wyszło nijako i może o zgrozo - "rozczarować". Niespodzianką na plus jest za to nowa wersja pierwszego "hitu" Pata - Bright Size Life - w środkowej części zamiast basu Jaco - mamy wciągające i intrygujące solo Franciesa na wzbogaconym o liczne efekty reverb, delay itd - pianie elektrycznym - ten zabieg jest nad wyraz udany i znów pobudza apetyty na jeszcze. Podsumowując - album nierówny - pierwszy i ostatni to kolejny dowód na geniusz i pasję do muzyki i gry Pata - kompozycje i kierunek rozwijające idee z Orchestrion ( harmonie i nawarstwienie wątków i akordów ) czy świetnego i również podlanego elektroniką Kin. Na koncertach do "główne królewskie dania" zestawu. Szkoda, że z racji innych zobowiązań bajeczny i grający z fantazją Francies nie zawsze jest osiągalny ( czyżby już "za dobry" ? ) - obecnie gra inny klawiszowiec - całkiem zdolny ale nie aż tak charyzmatyczny - Chris Fishman , a perkusistą obiecujący z Nowego Orleanu Joe Dyson. Za rok gitarzyście stuknie 70 - aż trudno w to uwierzyć. Po nijakim i dla mnie mdłym Road to the Sun - co mnie nadal gniecie i pali - przyznaję że pierwszym naprawdę niskich lotów albumie - mistrz sie "zrehabilitował" i zaserwował coś cholernie intrygującego.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

https://richardniles.com/working-on-ame ... roup-1979/


Bardzo ciekawy artykuł traktujący o chyba najbardziej niedocenianym z wczesnego okresu albumie American Garage - autorstwa współpracownika w tym czasie Dr. Richarda Nilesa. Z pewnością sam Pat najbardziej dystansuje od tego krążka - czasem z przekąsem, czasem z humorem określa że " to wynik młodzieńczej fantazji i naiwności - że muzycy mieli wtedy po 22/23 lata i to słychać". Prawdę mówiąc mieli nieco więcej a Egan około 28 stąd trudno słowa Metheny`ego brać do końca serio. Miło czyta się wspomnienia Nilesa - choćby o śp. Mays, który z pasją grał w szachy na sesji - sam ze sobą :D czy genezie i okolicznościach najbardziej "fusion" kawałka w karierze PMG - czyli The Epic - który pierwotnie wcale nie miał trafić na album - pojawił trochę przypadkiem, trochę z przekory, trochę jako "podpucha" czy próba przełamania monopolu na dobór repertuaru właściciela ECM Manfreda - Pat miał się śmiać głośno na sugestię jego wykorzystania - że "nie sądzi, iż Eicher na coś takiego w ogóle się zgodzi w swojej wytwórni" - co można traktować jako zapowiedź już wtedy sygnalizowanej chęci zmian, wybicia się na wolność przez gitarzystę i nie ograniczania do etykietki "ecm jazz". Z tej przyczyny m.in później przeszedł do Geffen.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=dJQ8ImmgeIE

Jasna Anielcia - co się z tym niegdyś zabójczo przystojnym gościem porobiło - czas nikogo nie oszczędza :D - Paul Wertico wspomina początek współpracy z Patem - rozbawiło mnie gdy mówi o drakońskich cenach rozmów międzynarodowych podczas tras w Europie - sweetaśny młodziutki Pedro Aznar prawie się popłakał gdy dostał rachunek w recepcji za wieczorną rozmowę z bliskimi :wink:
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Pat Metheny

Post autor: Inkwizytor »

https://www.guitars101.com/threads/pat- ... st-3865551



https://wetransfer.com/downloads/f4b927 ... 213/59b530




Kolekcjonerów bootlegów, samych nagrywających ubywa - jedni stosują zasadę "po mnie choćby potop", inni z kolei pragną szerzej podzielić się swoimi dobrami - coś po sobie zostawić. Pasjonatów niepublikowanych nagrań koncertowych ubywa w zastraszającym tempie, co jest smutne, lecz niewiele można na to poradzić. Na szczęście co jakiś czas wypływają ekscytujące rzeczy. Jak chociażby ten wcześniej nieznany z Lexington - Pat Metheny Group - nagranie z widowni ale naprawdę dobrej jakości, nie "z oddali", klarowne i słuchanie nie przyprawia o ból zębów czy uruchamianie wyobraźni jak w przypadku wielu takich kaset "co akurat grają za utwór ?". Promując kontrowersyjny ( taneczne klubowe beaty ) album We Live Here grali prawie cały okrągły rok i przemierzyli wszystkie kontynenty - nie wiem skąd na to czerpali siły. Pierwsze tygodnie i miesiące ze Stanów były wyjątkowe - set lista jeszcze się kształtowała - zgodnie z opisem na płycie - w pierwszej odnodze turnee wziął udział kubański mistrz instrumentów perkusyjnych - Luis Conte, którego Pat od dawna podziwiał i chciał zaprosić do współpracy - w drugiej połowie wrócił "rutyniarz" Armando Marcal. Conte był bardziej znany z grup Phila Collinsa - grał bardziej widowiskowo, ostrzej, silny etniczny pierwiastek uwydatniał w jego podejściu i samcza męska siła - ale nie przesadzał. Marcal był skromniejszy, pełny zadumy, powściągliwy i jeszcze bardziej podporządkowany zespołowi. Miło słucha zapowiedzi Pata - tysiące razy na żywo, kpiąc z samego siebie podkreślał - że to zawsze dla niego "najgorsza" i najbardziej "stresująca" część show i jego "pracy" jako muzyka - woli grać a nie gadać. Fałszywa skromność a może sam nie uświadamiał sobie jak dobry stał się jako konferansjer i "wodzirej" ?. Nie grał, nie udawał - był sobą - miłym, pogodnym uśmiechniętym facetem - każdego tym potrafił sobie zjednać o czym też wielokrotnie wspominali techniczni z jego grupy, kierowcy, a nawet pracownicy biurowi, sekretarki ( o te, to szczególnie ;-) ) - jakim jest przeuroczym gościem. Na Lexington sypie żartami - błyskawicznie potrafi zjednać potężne audytorium, choć i ci wiedzą na co przychodzą - nie na jego miłe słówka tylko na wspaniałą muzyczną ucztę. Ciekawostką jest zagrany pod koniec - w sumie na pierwszy bis - odświeżony przywrócony ale na krótko - kultowy i ukazujący bardziej złożone oblicze zespołu - Half Life of Absolution - dawniej gwóźdź programu w trakcie tras 89-92 z Pedro Aznarem ( na saksofonie !!!! ) - główny motyw zawsze ciut przypominał mi melodię z Child in Time - Deep Purple - przypadkowa zbieżność czy jakieś celowe nawiązanie ?. Tu jakby powrót do korzeni bo zamiast saksofonu ( a były instrumenty na których Ledford i Blamires nie potrafili zagrać ? - biedny David musiał na trasę nauczyć Antonii na akordeonie choć wcześniej nie miał bladego pojęcia o tym instrumencie... ale skoro boss wyraża takie życzenie ) - obok przeszywającej gitary mamy trąbkę - pierwotnie utwór został napisany na wspólne występy z Gary Burtonem i jego trębaczem Tigerem Okoshi z Japonii z połowy lat 80 - ale kompozycja na przestrzeni lat ulegała daleko idącym zmianom i przeróbkom harmonicznym. Podobno lider i zespół nie byli do końca zadowoleni ze sposobu jego brzmienia i wykonania po latach... a szkoda bo brzmi potężnie, dojrzale - to ponad 18 minutowa tajemnicza podróż z mądrze rozplanowanymi kulminacjami, momentami eksplozji i znów wyciszenia i skradania mrocznymi zaułkami plus wyborne improwizacje - z mocną rockową gitarą i niespokojnym fortepianem śp. Lyle`a Maysa. O ile mi wiadomo Half Life - był wykonywany sporadycznie w trakcie trasy - może był "za trudny" dla spragnionych "hitów" fanów - głównie ze Still Life (Talking) i Letter From Home. Szkoda, że zabrakło czegoś starszego z debiutu czy Watercolours - na koniec jako kropka nad "i" - i bis wskoczył ropędzony Stranger in Town. Coraz bardziej zadomawiał się pewniak - popis Pata i Steve`a Rodby - How Insensitive Jobima, z każdym koncertem i trasą robił piękniejsze wrażenie. Eksperymentalne oblicze i słabość do Ornette`a Colemana prezentował Scrap Metal oraz w mniejszym stopniu We Had Sister - tu wymieniony został Joshua Redman dla którego poniekąd Metheny to napisał - jego wykonanie stało kanoniczne i najlepsze, na trasie Secret Story była wykonywana ale jako chaotyczna impresja o tak surowej aranżacji, że moim zdaniem kompletnie była nie na miejscu. Dla najwierniejszych fanów szokiem była wokalna z tekstem wersja This is Not America - Ledford i Blamires poradzili znakomicie, podzielili wersami, razem również brzmieli rewelacyjnie. Dawniej - bodajże na trasie Still Life 87/88 wykonywali to na finał ale wyłącznie w odsłonie instrumentalnej z wokalizami, ale również traktowanymi instrumentalnie jako Chris ( podobnie było w momencie powstania gdy koncertowali z Pedro Aznarem ). Świetny bootleg, czysta przyjemność słuchania i poszerzania zbiorów.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
ODPOWIEDZ