Pat Metheny

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Nie trudno zrozumieć skąd pewne "malarskie" skojarzenia wśród publiczności jak przede wszystkim dziennikarzy / krytyków - szczególnie po pierwszych odwiedzinach PMG w 85 - ich pojawienie na naszej szarej scenie jazzowej to było jak otwarcie okna w starej kamienicy i wpuszczenie świeżego wiosenno-letniego powietrza i jak na niektórych okładkach płyt - przez otwarte okno do pomieszczenia wdzierają tęcza, wodospad kwiatów, egzotycznych roślin, owoców i czego tam jeszcze. Byliśmy złaknieni grania na światowym poziomie i niezwykle ciekawi jak prezentują nowi młodzi muzycy wytyczający nowe ścieżki w jazzie, odważnie eksplorujący nowe - wtedy u nas nieosiągalne instrumenty, technologie - u niektórych spowodowało do ukłucie zazdrości i zawiści - wtedy pozowali ma mędrców ze swoim "szkiełkiem i okiem" próbowali brać pod swój konserwatywny mikroskop, do laboratorium, do probówki i zaczynać niby "analizy i rozbieranie na czynniki pierwsze i poszczególne pierwiastki" - nieufni - "czy to aby na pewno jest jazz ?". Guru Hołdys próbował całość wyśmiać - że jego synkowi Tytusowi ówczesny Metheny kojarzył z iluzjonistą Davidem Copperfieldem - to akcentowano - że to wszystko ( czyli oferta PMG) - to pięknie podana iluzja w odpowiedniej oprawie - światła, dekoracje, za piękne by mogło być prawdziwe, że w tej wszechstronności musi być jakiś haczyk czy pułapka - cały stek bzdur - plus podkreślano i odmieniano na wszelkie możliwe przypadki słowa "status niemalże gwiazdy rocka", hollywoodzki przepych, rozmach, a "naiwni i łatwowierni nieusłuchani z "prawdziwym" jazzie ludziska to kupują" - znów jakie to "polskie". :roll: Nawet Staszek Soyka też coś z wyższością komentował w tym duchu na łamach Jazz Forum. Chyba taki podział i dychotomia / podział ról został do dziś - z jednej strony "wyjący z zachwytu fani" - z drugiej "fachowcy" i krajowi koneserzy, którzy wiedzą swoje i nie dają nabrać na te "cyrkowe chwyty i sztuczki godne prestidigitatora". Przykład pierwszy z brzegu - jak sztucznie i tanio próbowano obśmiać odważny i pionierski i co najważniejsze - skupiający jedna na najważniejszym - na muzyce - projekt Orchestrion.


Wracając do roku 92 - nie wiem do dziś jak Metheny to zrobił - nagrał ambitne i pełne złożonych aranży i ścieżek Secret Story a przy tym mnóstwo koncertował - wystarczy zerknąć na zestawienie - można tylko pokręcić głową w uznaniu - że to niewykonalne.

http://marc.morvan.free.fr/pmdb/chronology/1992.htm


Styczeń - początek roku - koncerty w Japonii w trio z Heynesem i Hollandem, później trwające ok 2 tygodnie mini tournee znów z macierzystym zespołem - przy okazji testowanie nowego / starego składu - z powracającymi multiinstrumentalistami - Ledfordem i Blamiresem:


https://www.guitars101.com/threads/pat- ... st-3608085


- którzy mieli odegrać kluczową rolę w powstaniu Secret Story i błyszczeć na trasie promującej, koniec lipca i powrót do Japonii - co ciekawe z Pedro Aznarem - ma to pewien słodko / gorzki posmak bo to były ostatnie występy z tym wybitnym artystą - na szczęście jest fragment pokazujący jak wybornie się prezentowali :


https://www.youtube.com/watch?v=W_IIxN59td8
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.discogs.com/release/9726319 ... ing-Of-Now



W tym roku również mija 20 rocznica ukazania się tego albumu. Tradycyjnie zebrał wszelkie możliwe nagrody w plebiscytach - u nas uzyskał status platynowej płyty - co było nie lada wyczynem zważywszy na ogromny kryzys i zapaść na rynku, drakońskie ceny płyt w tym okresie - sam coś o tym wiem - wtedy skusić na nowy krążek za ok 50/60 zł było heroicznym dokonaniem i wiązało z masą wyrzeczeń. W Stanach dostał Grammy za Best Contemporary Jazz w 2003.

Wtedy wydawał się albumem wręcz "doskonałym i idealnie skrojonym pod gusta fanów formacji" - lecz pewna część początkowo odniosła z ostrożną rezerwą i zadawała pytania - chyba całkiem uzasadnione - czy my przypadkiem już tego wszystkiego gdzieś nie słyszeliśmy ?. Poczucie Deja Vu już od otwierającego całość - będąca wstępem i zaproszeniem w świat "odmłodzonego" PMG i albumu jako takiego - As It Is :


https://www.youtube.com/watch?v=X9F8OFn74zw


Doświadczeni znawcy Metheny`ego oraz dziennikarze, krytycy muzyczni z chociażby Jazz Forum bez pudła wskazywali na ten aspekt "deja-vu". O ile poprzedni Imaginary Day - był chyba najbardziej urozmaiconym, zaskakującym na każdym kroku, gdzie każda kompozycja to był przeskok do innej czaso-przestrzeni i przede wszystkim - klimatów muzycznych - to Speaking of Now wydaje trzymać tylko jednej płaszczyzny czy to jedna konkretna wyspa na archipelagu. Nie wiem czy to był celowy zabieg i czy już wtedy Metheny i Mays myśleli poważnie o skonstruowaniu albumu na zasadzie długiej suity - utworu zajmującego cały krążek z konieczności podzielony na segmenty to miało miejsce na kolejnym The Way Up - dowodem na to może być, że jeden z głównych motywów As It IS pojawia dosłownie zacytowany w pierwszej części czy Opening:

https://www.youtube.com/watch?v=S32-c___vHc


Ponad połowa kompozycji na Speaking jest zbudowana wedle dość zbliżonego scenariusza - mamy niewinnie rozwijające akustyczne intro, by przejść do głównego motywu - gdzie temat jest podjęty przez wokalistów, potem zmiana i przyśpieszenie tempa i metrum - pojawia charakterystyczny pędzący przed siebie be-bopowy rytm czy neo-post-bopowy by dość do kulminacji a potem całość się uspokaja i mamy repryzę głównego tematu z dobitniejszą solówką lidera - taki zabieg i schemat mamy w Proof :


https://www.youtube.com/watch?v=HAl79BhyYHI


Place in the World :


https://www.youtube.com/watch?v=GpjPKvbR8C8

I Gathering Sky:


https://www.youtube.com/watch?v=HKMxpE-kZqg


W wywiadach lider paradoksalnie w niezwykle prostych słowach - starał się wyjaśnić poniekąd "zawiłą" idee powstania i głównego przesłania nowego krążka. Nie tylko chodziło o udokumentowanie czasów w jakich wtedy przyszło im żyć, zatrzymać czas i uwiecznić siebie jako improwizatora, lecz z drugiej strony - umiejscowić to "teraz" gdziekolwiek i otworzyć okno czasu nie tylko w tym umykającym momencie ale by każdy słuchacz i muzyk wykreował swoje "teraz". Po pierwszych przesłuchaniach ostatecznie poddałem magii płyty i dźwięków - chyba fani podzielili się na tych, którzy od razu z marszu zakochali w Speaking bezkrytycznie oraz na tych z początku ostrożnych, pełnych rezerwy - którzy jak ja potrzebowali mnóstwo przesłuchań. Po raz kolejny "przesądził" aspekt ludzki czy moje ówczesne emocje, koktajl wzruszenia, świadomość zbliżającego do końca pewnego wyjątkowego i pięknego okresu w życiu - chodziło o czas matury - koniec szkoły średniej, uczucie że jakiś etap musi zakończyć, mnóstwo ludzi już się więcej nie zobaczy, stąd każda rozmowa, każde spojrzenie, każdy gest, każda rwąca się relacja, wszystko w takim biegu i pośpiechu - to odnalazłem w muzycy - z drugiej konieczność spoglądania w przyszłość, przed siebie, liczne czekające podróże, ogrom spraw do załatwienia z tym związany. Płyta - chociażby sama okłada , jakby kolaż z różnych zdjęć i technik malarskich / graficznych - oddaje złożoność samego życia, relacji ludzkich, przyjaźni, ich zakończenia - by pozwolić innym iść własną drogą i nie odczuwać przesadnego żali z tego powodu bo życie toczy i musi toczyć dalej. Pat chyba trochę jako "efekt uboczny" uzyskał efekt - podsumowania, zamknięcia pewnego rozdziału - chodziło o tym albumu czy podejścia kompozytorskiego - który jw. wskazałem - tych "utworów-piosenek". Miał świadomość, że dalej tym tropem iść się nie da ( trochę to przywrócił w Unity Band - Kin ) i naturalnym krokiem jest porwać na jakąś szaloną wielką formę - efektem był The Way Up.


Na Speaking doszło do wielkiej "rewolucji" personalnej - zmieniło pół składu i doszło aż 3 muzyków z innego pokolenia - jak mawiał Pat - to fani i ludzie, którzy wychowali m.in na PMG i ich marzeniem było w nim zagrać - w przypadku Richarda Bony - zrealizowali je i poszli dalej własną droga. Wskazywano że to był bardziej taki "All Stars Band" niż grupa mająca długa przyszłość przed sobą. Bona i Vu byli po 30 i już niezłą pozycję na rynku, swoje dokonania i wyrobioną imponującą markę. Wcześniej tzw "druga wspomagająca linia" na koncertach - czyli śp. Ledford i Blamires mimo że ogromnie ważni - znali swoje miejsce w szeregu i ich zadaniem było dodawać tych wszystkich ornamentów, smaczków, niuansów - tej "dekoracji na smakowitym ciasteczku" - jak w przypadku zdrowia - gdy się posypie i go zabraknie człowiek dopiero zaczyna dopiero go doceniać - nie inaczej w przypadku tych dwóch panów - ich brak był już "dotkliwy" na trasie Imaginary Day (no, ostało 50% duetu) - teraz mieliśmy nie "wspomagających" ale równorzędnych partnerów dla starej gwardii. Uwidoczniło się w przypadku zmiany newralgicznej linii - perkusji - "Umarł król, niech żyje król" - wypadało rzec - po wiernym 15 lat Wertico pojawił Antonio Sanchez - wtedy dla wielu absolutne objawienie - lider na każdym kroku piał z zachwytu nad nim - że to najlepszy perkusista, nabytek i człowiek umiejący zagrać wszystko, wielokierunkowy i wielozadaniowy ale też mający swój styl. Trudno porównywać obu panów - Paul był bardziej "roztańczony- bujająco - latynoski" - jego rozkołysana i radosna sylwetka była znakiem rozpoznawczym na koncertach - znów odsyłam malkontentów do lektury materiałów video/dvd - to był tym muzyka, który ujawniał jedynie cząstkę swojego talentu a potrafił o wiele więcej - Antonio był silniej nastawiony na jazz - taki post-neo-bop i miał "cięższe uderzenie"- chętniej korzystał z basowego i werbla niż Paul - który upodobał sobie talerze ale nie tylko. Czego mi brakowało to brak na żywo pekusjonisty z prawdziwego zdarzenia - np niedocenianego , obdarzonego słuchem absolutnym wrażliwym, przy tym pełnym męskiego zdecydowania, oszczędny ale zawsze trzymający ten puls - Armando Marcala - na Now w studio podobnie jak na Imaginary pojawił gościnnie słynny Dawid Samuels - ale o graniu koncertów nie było mowy. Nie można niczego zarzucić Bonie - bo w tej roli spełnił się znakomicie - weźmy np piękne intro do On Her Way -


https://www.youtube.com/watch?v=QBYHqzg_iSU


Obok Kalimby - Richard korzystając z elektronicznych pętli, loopów i sekwencerów tworzy świat rodem z małej afrykańskiej wioski, drobnej plemiennej uroczystości czy zaślubin, czy wdzięczności za dobre obfite zbiory lub wysłuchane modły o deszcz - tchnie nieziemskim autentyzmem - sam tworzy sobie chórki. Silnie to się wiąże z credo muzyka - że jazz nie istnieje bez historii, legend, mitów - tak samo jak sama muzyka - musi być w niej prawdziwa opowieść - inaczej nie zainteresuje ludzi czy nie rozpali samych instrumentalistów. Ciekawe bo świat bliższy sferze wpływów i zainteresowań Zawinula i WR - udało wpkomponować w PMG - nie jest tajemnicą, że Pat nie przepadał z Weather Report i elektronicznym patosem lidera - tak samo jak słynie z reagowania gniewem na imitatorów Montgomery`ego oraz przede wszystkim Jaco - czyżby dlatego Bona w 3 przypadkach wziął swój koronny instrument do ręki - był obwoływany nowym Pastoriusem - tu oddał hołd odświeżając ku uciesze fanów stareńki już wtedy Bright Size Life - zagrał wspaniale - uśmiech gitarzysty mówi wszystko:


https://www.youtube.com/watch?v=kFMQSHgI4aA


Zagranym na bis - kultowym Song for Bilbao gdzie gra i śpiewa unisono z basem :


https://www.youtube.com/watch?v=RCPfKzIK6Wo


Oraz zagęszczając kulminacyjną część przerażającego Roots of Coincidence - ciekawy zabieg - zagrany na 2 gitary i 2 basy (czyżby echo Crimson ?);


Zaskoczeniem było zaproszenie muzyka z zupełnie innej bajki - związany i kojarzony silniej z nowojorską sceną undergroudową, awangardową - wtedy bezkompromisowy - wydawać się by mogło, że to będzie chybiony eksperyment ale wyszło wspaniale - chyba natura i aura PMG spowodowała, że podobnie jak Shorter w Messengersach - zawróciło go na bardziej "tradycyjne tory" - pozostał sobą dając popis w Scrap Metal - w sumie to jego indywidualny przegląd możliwości i pasji - lider oddał mu całkowicie pole :


https://www.youtube.com/watch?v=JXZcNqGl-T4


Cuong Vu być może był dowodem na niegasnącą fascynację Metheny`ego sceną free i ukłonem dla ludzi pokroju Ornette Coleman. Vu serwuje niekiedy zupełnie odrealnione frazy, zupełnie nie kojarzy się z frazowaniem Davisa, wzmacnia trąbkę elektroniką i podąża jakby w zaświaty, w świat snu, czasem koszmaru, z mnóstwem przestrzeni, powietrza ale jego wejścia np w Proof dodają wiele czynnika "ludzkiego" kompozycjom.


Chyba po latach najbardziej bronią się ballady z tego krążka - jakby lustrzane odbicia - najpiękniejsze - dedykowane żonie i mającym pojawić synom gitarzysty - z anielskimi wokalizami ( choć nie ma wątpliwości że to Bona jest tym "równiejszym" w duecie ) dwóch partnerów reprezentujących inne wrażliwości, inne kontynenty, inne szkoły ale razem brzmią absolutnie unikatowo - co również podkreślano w recenzjach koncertów - może i na początku trudno było się przyzwyczaić do ich wokaliz, frazowania i etnicznego, ciut jazzowego "quasi-scatu" - lecz You i Another Life do teraz silnie działają na słuchaczy - choć to trudne kompozycje, łatwo było z nich uczynić coś koszmarnego, przesadzić, stracić to podskórne napięcie - gdy melodie delikatnie powoli unoszą do góry - jak te kompozycje narastają - łatwo też było przesłodzić, zrobić coś mazgajowatego. W Another Life trzecim wokalista jak Antonio - 3 różne kontynenty - Afryka, Azja, Ameryka Południowa - nie wiem jak się to Patowi udało. Mnie te 2 ballady to punkt kulminacyjny krążka i zawsze będzie się kojarzyć z pojawianiem najpierw na chrzcinach potem na I Komunii mojej Chrześnicy - gdy ich słucham myślę o niej - wcielenie "nowego życia", niewinności, tego ciekawego świata spojrzenia i rozpierająca duma jak ona rośnie i wydaje jedyną wartością, którą należy chronić za wszelką cenę - tak jak te dźwięki:


https://www.youtube.com/watch?v=LcHIvCTyeWo


https://www.youtube.com/watch?v=YBESiMl45Eg


W Another Life jest coś z "religijnego nabożnego uniesienia", jakiegoś misterium i aury świętości.


Pewną "ulgę" i jakby ukłon w stronę dawniejszego wcielenia mamy na znów jakby bliźniaczo podobnych i lustrzanych odbić - w On Her Way i Whenever You Go. Czasem myślę że nie przypadkiem umieszczone pod koniec - miłe, sympatyczne granie ale jakby już mniej ciekawe i nie poszerzające kanonu zespołu o nowe wartości czy barwy. Pewną ciekawostką był Afternoon - na żywo niekiedy wykonywany niekiedy nie - by dać wytchnienie i opadnięcie adrenaliny po mrocznym Roots - u nas jak i w wielu krajach był to nawet "przebój" - owszem, przyjemny drobiazg lecz mnie za mocno kojarzy z taką "klubowo-barową-knajpiarną" stylistyką - czy niebezpieczne balansowanie na granicy by mieć przebój za wszelką cenę czy "na siłę". Brakuje mocy, kręgosłupa pozostałych utworów na płycie - jest jakby anemiczny i snuje zamiast mieć ten bijący puls.


Niezwykle ciekawa była długa trasa - np w trakcie pierwszych koncertów był wykonywany stareńki i odświeżony Tell It All ale szybko go zarzucono - może za mocno kojarzył z erą dominacji panów Ledford / Blamires i w środku zawsze był pierwiastek "zagonienia". Sporadycznie lider sięgał po The Bat ( grany np w Polsce ), Road to You czy Travels. Koncerty były tradycyjnie długie - nawet jak na standardy grupy - bywało po 160, 170 czy 180 minut. Brakowało jakiś wielkich niespodzianek - serca fanów uradował przywrócony do łask niegdyś opener koncertów - Phase Dance. Całość otwierał lider na swoim wtedy nowym nabytku gitarze barytonowej grając akustyczną prawie nie do poznania wersję Last Train Home - eksponując jej głębokie brzmienie:

https://www.youtube.com/watch?v=apf2JKmBR_k


By potem zaprezentować nowego perkusistę w zagranym na złamanie kartu Go Get It - dostał nawet Grammy za solo w tym utworze - mowa o Pacie:


https://www.youtube.com/watch?v=4ZTrbK_Ze5s


Banał ale materiał ze Speaking znacznie lepiej się prezentował i czarował w trakcie koncertów. PMG wykonywali go prawie w całości. Polecam nieliczne ( co jest ewenementem - mało ich krąży po necie a jeśli już to materiałem wyjściowym i bazą były materiały video dla telewizji )_ np w Milanu:


https://www.guitars101.com/threads/pat- ... st-1078187


Album, którego raczej nie jestem w stanie wysłuchać w całości - lepiej wycinać poszczególne kompozycje i zestawiać w rozmaity sposób. Na pewno idealna muzyka na długą podróż pociągiem czy autokarem.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

http://tela.sugarmegs.org/_asxtela/asxc ... tonMA.html


Interesujący bootleg wpadł mi ostatnio w ręce - trudno uwierzyć, że to 25 lat od ukazania Imaginary Day i niezwykle udanej trasy, w trakcie której grupa dała niezapomniane występy ( jakże by mogło ich zabraknąć ? ) w naszym kraju - ba.... obszerny zapis pojawił w TVP2 - gdzie te czasy ? - ciekawe czy nadal dysponują taśmami - wiele bym dał by móc to znów zobaczyć w odpowiedniej jakości - mam nadal kopię od znajomego zgrane z VHS - jakoś znośna - podobnie jak w youtube pojawiają skrawki.


Wracając do w/w bootlegu - ciekawostka głównie z racji obecności w nieco skróconej formie - utworu The Awakening. Jeden z moich ulubionych - niezwykle urokliwy, wiele kryje się pod pozorną prostotą. Niestety kompozycja nie miała "szczęścia" - wykonywana dosłownie parę razy - lider i Mays stwierdzili, że nie sprawdził się na żywo i zrezygnowali z jego wykonywania - a szkoda, bo brzmiał całkiem przekonująco i stanowił idealną klamrę i zamknięcie całej historii - począwszy od zanurkowania w In to the Dream - potem na koniec gdy kończy szalona wyśniona przygoda - następuje refleksja że Too Soon Tomorrow i przebudzenie z naładowanymi akumulatorami by zmierzyć z kolejnym dniem - stąd Awakening pasowało - w sumie to idealny kawałek by z powodzeniem , zapałem i entuzjazmem zacząć nowy dzień np gdy czeka nas jakaś ekscytująca podróż w doskonale znane lub nieznane zakątki. Przez lata nie wiedziałem nawet, że mimo wszystko utwór był grany na żywo - dlatego bootleg to spora niespodzianka - Pat wymagający - od innych ale jeszcze bardziej od siebie wspominał że miał nie raz frajdę pisząc i nagrywając utwór i zacierając ręce jak wypadnie na żywo.... by potem być ogromnie rozczarowany i nigdy więcej nie chcieć go słyszeć - dlatego np nie miały szczęścia by wejść na stałe takie perełki jak np 5-5-7 ( grany sporadycznie w 89 - nie zawsze i szybko wywalony z repertuaru ) czy piękny Longest Summer na Secret Story Tour - również zagrany raz czy parę razy.


W oficjalnej stronie - na forum czy zakładce Question and Answer - jakiś miły fan dociekał i zadał gitarzyście to pytanie - a Metheny równie uprzejmie odpowiedział - że ten charakterystyczny rytm / groove czy shuffle z Awakening na żywo nie pasował - to samo spowodowało, że zbliżony rytmicznie The Search również został szybko usunięty z repertuaru - próbowano różnych wersji - ot, tak czasem bywa.


Trasa Imaginary Day - była wyjątkowo konsekwentna jeśli chodzi o set listę i repertuar - koncentrowano głównie na najnowszym albumie - pozostałe zostały ledwo wspomniane - ciekawostką może być fakt, że równie szybko wyleciały z listy 2 utwory z We Live Here - w sumie tour de force poprzednika - To the End of the World - grane parokrotnie i jako ostatni bis - Stranger in Town - tylko wykonywane pod koniec listopada - w sumie dla postronnych nic nie warta ciekawostka ale dla kolekcjonerów rzecz niezwykle frapująca i wartościowa. Czyżby Metheny pewne eksperymenty z tanecznymi i hip-hopowymi programowalnymi rytmami na We Live Here - uznał za chybione lub zbyt wiele wzbudzające kontrowersji wśród fanów ?.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Bednaar
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 6741
Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Bednaar »

Dzięki za link, ja jednak ostatnio tkwię w nieco innych czasach Pata - jak wspomniałem w innym wątku, nabyłem na CD debiutanckie Bright Size Life - które dotychczas miałem w formacie mp3. Cudowna produkcja - jak na ECM przystało, plus Jaco na basie: dwóch młodych, zdolnych wirtuozów (Pat 3 lata młodszy, 22 lata w momencie wydania płyty) swoich instrumentów powtórnie razem, poprzednio spotkali się 2 lata wcześniej podczas legendarnej sesji z Paulem Bleyem i Bruce Ditmasem. Szkoda, że losy Jaco tak się potoczyły i nie darzy nas teraz nową muzyką, jak obecnie Pat.
vertical_invader
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Zabawny zbieg okoliczności - bo sam obecnie próbuję Pata odbierać wielotorowo. Zbieram bootlegi z tras uznanych albumów oraz z wczesnego okresu - takiego gdy muzyka była jakby "naga", bez wspomagaczy i "podpórek". Podoba mi się jak sam Metheny wspomina sesję do Size :

https://www.youtube.com/watch?v=Nd6Pzh16LC8


Ciekawe bo źródła bywają rozbieżne - z jednej że Pat mocno obstawał za swoim albumem i dawał odpór - wyraźnej presji ze strony Manfreda "wszystrowiedzącego" i "nieomylnego" - że ma już swój regularny band i wtedy na tym etapie czuł że sugerowana sekcja Holland i DeJohnette - to jeszcze za wysokie progi - i nie czuł wtedy gotowy na takich partnerów - a z drugiej - że Metheny na poważnie rozważał inną opcję - i dochodziło do wstępnych prób z Hollandem bo Jaco - miał zwyczaj naszego gitarzystę drażnić swoimi odjechanymi propozycjami w trakcie koncertów - oferował rockowe reggae co Metheny doprowadzało do szału. Jaco lubił drażnić partnerów muzycznych, z którymi występował - chodziło o pewne zaznaczanie swojego terytorium czy jak młode jelenie - trącają swoimi porożami.


https://www.youtube.com/watch?v=W34uHz931gs


Uwielbiam debiut Pata - ale wedle relacji - muzyka na albumie wypadała blado w stosunku to szalonych i wywracanych do góry nogami koncertów z tym samym materiałem - wedle wspomnień chociażby pielgrzymujących studentów porażąnych plotkami - m.in Berkleee czy Miami University - przynosili swoje magnetofony i chcieli nagrać całość i coś uszczknąć - zgłębić tajemnicę sukcesu swoich nauczycieli i pryncypałów - nie jest tejemnicą - że Jaco nienawidził nauczać i nieznosił swoich uczni - zarzucał im brak talentu i pracowitości - nie mogli dać sobie rady z prostą gamą podobnie jak Metheny - mimo jego słodkiego uśmiechu- był okropnym i przykrym nauczycielem - wielu wolało zrezygnować niż mierzyć z jego niezadowoleniem. Uważał, że młodzi adepci gitary totalnie ignorują technikę, lewą, prawą rekę i grają niechlujnie - nie inaczej Jaco - dotknięty boską ręką geniuszu - skoro ktoś nie nadążał za nim - to albo był jełopem albo nigdy nie powinien brać basu do ręki.


Żal , że mało ostało się nagrań z tego ognistego okresu np bootleg :


http://theblues-thatjazz.com/en/jazz/54 ... -1974.html
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=mWSSZMoLGho


https://www.qobuz.com/fi-en/album/stump ... pk266lrs6b


Niedawno ukazał się ciekawy archiwalny materiał Stumptown 77 - świetnie się tego słucha - wykrystalizował pierwszy, wedle niektórych najlepszy skład PMG z doskonałym basista Markiem Eganem - również byłym uczniem Jaco - przez ładny kawał czasu uznawany za "epigona" i naśladowcę Jaco - ale w porównaniu do niego był o wiele bardziej liryczny, kładący większy nacisk na melodyjność improwizacji - bardziej zdyscyplinowany i raczej stroniący od wygłupów. Dużo miejsca zajmują jego partie solowe.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://jazz-rock-fusion-guitar.blogspo ... d-box.html


Skoro mowa o materiale z okresu Bright - co jakiś czas wracam z przyjemnością do tego koncertu - z transmisji radiowej, chyba również dawniej wydany na winylu w celach promocyjnych, wysoko ceniony przez znawców muzyki Pata i kolekcjonerów - bo jakoś jest naprawdę dobra - mimo trzasków, które dodają smaczku i uroku. Od paru lat dostępny na w/w 5 płytowym boxie - mowa o The Jazz Workshop, Boston, Mass. 21 Sep '76 - w unikatowym składzie - zamiast Egana był krótko dziś już prawie zapomniany ciekawy basista Mike Richmond - wtedy chyba traktowany jako rozwiązanie tymczasowe czy jeden z "testowanych" - pewnie kolega z czasów studenckich. Jeden dobry znajomy, którego gust cenię - wskazywał, że z tej muzyki bije jeszcze taki młodzieńczy naiwny entuzjazm, pewien "uniwersytecki" styl, trochę szkolne, jeszcze nie oszlifowane, surowe niekiedy granie - jestem poniekąd skłonny się z nim zgodzić - ale jak dla mnie - to zespół był już niemalże gotowy a styl prawie prawie zaprezentowany w pełnej krasie - może kilka kantów czy surowości - ale doprawdy odrobinę. Ciekawie wypada materiał z Bright już z obecnością piana Maysa - to nadal jest "TEN" repertuar ale zmierza już w inną stronę co znalazło ukoronowanie na Watercolours czy debiutanckim PMG 78. Ciekawie i w sumie niebanalnie wypada kontrabas Richmonda - gra niezwykle elastycznie, miękko, delikatnie i melodyjnie - unika twardego męskiego bitego dźwięku - można wyłapać dalekie echa Eddie Gomeza, Marca Johnsona i Dave`a Hollanda - nieźle czuje tę estetykę, to jedyna okazja by posłuchać bandu Pata w tej ciekawej odsłonie. Choćby znany już z kwartetu Burtona - przepiękny i zwiastujący stylistykę PMG - The Whopper - tak szalenie melodyjny, że trudno go wyrzucić z głowy - żal, że potem już nigdy nie wykonywany :


https://www.youtube.com/watch?v=vxductHKzCE
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

http://jazz-rock-fusion-guitar.blogspot ... d-box.html


Warto sięgnąć po ten zestaw - o ile ktoś nie miał okazji zrobić tego wcześniej lub kolekcjonując bootlegi / nagrania radiowe Pata - choćby po wielokrotnie wcześniej bootlegowany, kopiowany, rozpowszechniany pod różnymi postaciami wspaniały koncert z Hofstra Playhouse Hempstead - na tym zestawie wyraźnie podrasowali jakość dźwięku i brzmi krystalicznie - choć pierwotny materiał i tak był bardzo dobry. Tutaj znalazł wielki zapomniany klejnocik - Magician`s Theater - wykonywany raptem kilkakrotnie w trakcie listopadowych koncertów - dedykowany zgodnie ze słowami gitarzysty pewnemu miejscu gdzie band lubił występować , gdzie zawsze był wyjątkowo gorąco przyjmowany. Cóż można powiedzieć - w dużej mierze popis perkusisty, chyba niedocenionego Dana Gottlieba ( jego nazwisko zawsze przywołuje mi postać srogiego dyrektora opery - Hermana Gottlieba, któremu na różne wymyślne sposoby dokuczał Groucho Marx w Noc w Operze ) - a sam główny motyw jest zgodnie z tytułem "magiczny" - jak nic nadaje życiu sens, radość o poranku i ma w sobie coś "odświeżającego" - znów zjawiskowa zaraźliwo - chwytliwa melodyka - nie można uwolnić od tego motywu - pamiętam mój szok gdy pierwszy raz się z nią zetknąłem - a miałem wrażenie jakbym znał tą kompozycję od dawna - nie spodziewałem czegoś aż tak dobrego - aż dziw, że nie znalazła na trochę nierównym American Garage - bez wątpienia stanowiłaby jego okrasę i ozdobę. Warto zwrócić uwagę na mknącą i szybującą niczym koliber solówkę śp. Maysa na Oberheimie - rzadka okazja by go usłyszeć w tej roli bo raczej stronił od dłuższych solówek na syntezatorach o czym sam mówił - nie był tym zainteresowany - klawiszy używał głównie do celów kolorystycznych do zagęszczenia faktury czy tworzenia nastroju - jego koronnym instrumentem w tym również melodycznym był fortepian - ale ta solówka jest cudnej urody i doprawdy trudno nie uśmiechnąć w trakcie słuchania - wielu fanów to podkreśla i zwraca uwagę - na niezwykła radość bijącą z utworu, z grania całego bandu - polecam wszystkim np szykujących do dalekiej podróży :



https://www.youtube.com/watch?v=OKyKhCmgmU4
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Co jakiś czas wypływają lub ktoś "przypomina" bardzo ciekawe i bezcenne zarówno muzycznie jak historycznie materiały - jak właśnie ten - niedawno to odkryłem i wielka radocha - bo bardzo brakuje materiału video z tego okresu gdy zespół po raz pierwszy przeszedł poważne roszady personalne - pojawił nowy basista Steve Rodby - w sumie "drugi po Bogu" - drugi oficer pod względem decydowania i obliczu zespołu, współproducent - ktoś kto zawsze był krytycznym głosem i niekiedy zdystansowanym obserwatorem - dlatego Pat tak cenił jego opinię. Pojawił w składzie koncertowym Nana Vasconcelos - jako "przeciwwaga" i czynnik ludzki - dla coraz większych zdaniem liderów wpływów elektroniki - m.in syntezatora gitarowego czy Synclaviera - a perkusyjne smaczki i niepokojące nieco mroczne wokalizy Nany idealnie wpasowały w muzykę - szkoda, że nie został z nimi dłużej - zawsze mnie ciekawiło jak wyglądałyby albumy np First Circle z nim oraz naturalnie z cudownym Pedro Aznarem.


Wracając do materiału - chyba jedyne video z tego niezwykle pracowitego roku - 81 gdy zespół koncertował non stop - w sumie wcześniej jak i później nie było wielkiego odstępstwa od tej reguły. Jest co prawda krótki materiał z Montrealu 82. Na szczęście jest mnóstwo i to doskonale brzmiących bootlegów z 81:


https://www.youtube.com/watch?v=uFLaTAUVFnw


Pierwszy utwór który Pat i Lyle razem skomponowali i stanowił otwarcie koncertów przez wiele lat - Metheny podkreślał, że mimo "prostoty" i raptem paru akordów nigdy nie nudził się graniem tej kompozycji. Jest ciekawostka - wczesna ale na dobrą sprawę gotowa wersja Better Days Ahead - który stanowił żelazny punkt trasy Letter From Home - dobry przykład jak muzyka PMG nieustannie ewoluowała i jakie pojawiały zapowiedzi dalszego kierunku stylistycznego :


https://www.youtube.com/watch?v=ePPB7qpuuEs


Jest szalony Offramp - potem opisywany jako Scrap Metal - hołd i pokłosie fascynacji Ornette Colemanem :


https://www.youtube.com/watch?v=mGox7eO_aCc


Na nagraniach koncertowych z tego roku np z Houston gitarzysta z przekąsem komentuje jego wykonanie na koniec - że ".... to było dziwaczne nieprawdaż ?, nie puszczajcie tego w pokoju gdy wasza mama wraca...." :D


Jest ciekawy - wykonywany tylko w tym czasie - nieco zakręcony w rytmie boogie - gdzie jest rzadka okazja podziwiać jak na organach Yamahy i Prophecie szaleje Mays - niedługo później miał odstawić oba - przechodzący płynnie w Au Lait z nawiedzonymi wokalizami Nany - idealnie temat by pasował do jakiegoś mrocznego kryminału noir :


https://www.youtube.com/watch?v=q3aco4dHuyk


Cieszy ogromnie rzadko wykonywany Ozark - radosny hymn z Vasconcelosem na berimbau :


https://www.youtube.com/watch?v=eIzNXWy8o1o


Regularnie wracam do tych koncertów - a gdyby ktoś chciał zanurkować i zgłębić ten repertuar to na pewno polecam jeden z lepszych ( a były gorsze ? ) bootlegów o super jakości dźwięku - wspomniany wyżej Houston :


https://bbchron.blogspot.com/2020/03/pa ... rsity.html


Bardzo długi z pełnym przeglądem zarówno "hitów" i koncertowych asów ale również rzadziej wykonywanych - jest i suita Wichita, San Lorenzo, pogodny James, mój ukochany It`s For You, jazzujace The Bat i Turnaround, zatopione w fusion sosie - Jaco, American Garage i Heartland. Polecam.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Jeśli ktoś jest zainteresowany zgłębianiem w dalszym ciągu tego fascynującego okresu i poniekąd "nowego otwarcia" w karierze PMG - na pewno Offramp to była wielka zmiana i bez wątpienia krok na przód - gdy pojawił syntezator gitarowy Rolanda i stosowany na ogromną skalę Synclavier ( to w ogóle fascynująca sprawa - na tamte czasy był to jeden z najdroższych sprzętów na rynku i jeszcze w miarę "nowinka technologiczna - a zespół miał już dwa w arsenale - podejrzewam, że biedni Pat i Lyle musieli głodować czy dosłownie wszystkie zarobione pieniądze na koncertach na to przeznaczyć - nawet "milionerów" z Kraftwerk nie było na to stać i wedle Wolfganga Flura i Karla Bartosa - którzy próbowali kilka lat później wybić pomysł zakupu Ralfowi - że owszem, świetna zabawka ale się wielokrotnie przepłaca ). Był to czas gdy set lista uległa większemu zdyscyplinowaniu i "usztywnieniu" - wynikało to z filozofii i praktycznego podejścia lidera - że wcześniej na żywo zespół nie dawał z siebie wszystkiego bo niejednokrotnie już w trakcie grania danego kawałka zamiast koncentrować na tu-i-teraz myślami wybiegano " kurcze, co zagrać po nim ?" i to mocno rozpraszało i nie można było wnieść się na wyżyny skupienia w improwizacjach. Odbyło się to rzecz jasna pewnym kosztem - bo pozornie koncerty wydawały się "podobne" ale gdy się wsłuchać działo się tam wiele.


Ja w swoich zbiorach wysoko cenię może i niekompletny ale intrygujący brzmieniowo i muzycznie - Salt Lake City - z dwiema perełkami - hołd dla mistrza Pata - Wesa Montgomery - rzadko wykonywane: Here's That Rainy Day ( na okładkach bootlegów często błędnie opisywany jako All the Things You Are bo jest ciut podobny ) i Down Here On The Ground:


http://theblues-thatjazz.com/en/jazz/54 ... -1981.html


https://www.discogs.com/release/7984541 ... -Salt-Lake


Wielką frajdę sprawia śledzenie zmian, drobnych smaczków w wykonaniu ówcześnie najbardziej tajemniczej, niepokojącej i w środkowej sekcji rozimprowizowanej, bazującej na elektronicznych pejzażach i impresjach Wichita. Pachnąca nieco orientem - potem długo, długo panowie unikali takiej stylistyki dopiero luźno do niej nawiązując na Imaginary Day.


Polecałbym również dwa inne , Tampa i Seattle :


https://www.guitars101.com/threads/pat- ... st-3655499


https://www.guitars101.com/threads/pat- ... st-1008892


Nie mniej ciekawie prezentuje się również nagrana z konsolety Mesa:


https://musicadegradata.blogspot.com/20 ... -1982.html

Choć w tym drugim przypadku stopniowo ujawnia się pewne "wyczerpanie formuły" i konieczność kolejnego przebudowania repertuaru i jeszcze większe poszerzenie stylistyki co zaowocowało zaproszeniem "cudownego dziecka" Pedro Aznara na początku 83 i Paula Wertico ( na podziękowaniach na koncertowym Travels już figurują oba nazwiska - więc panowie musieli się poznać wcześniej czy już w trakcie przygotowań do wydania albumu koncertowego odbywać próby ).
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Całkiem niedawno wpadł mi w ręce ciekawy bootleg PMG - z Penn Valley Park z Kansas City z 83:


http://tela.sugarmegs.org/_asxtela/asxc ... ityMO.html


Miejsce wyjątkowo szczególne dla gitarzysty - przy wielu okazjach, nawet dziś wspomina, że nie jest w stanie wyrazić słowami jak wiele zawdzięcza, że ukształtowało go właśnie środowisko jazzowe skupione wokół Kansas City - wiele się nauczył od innych i dało mu to nie tylko solidne fundamenty ale poszerzyło horyzonty - m.in to, że tam ceniono najwyżej unikatową osobowość muzyka, by przemawiał własnym głosem, pokazał coś innego, coś nowego a nie było tam mile widziane czy "cool" by kopiować cudze zagrywki czy grać "pod" tego czy innego uznanego instrumentalistę.


Gdy zacząłem coraz bardziej i głębiej nurkować w zagadnienie bootlegów Pata z mniej oczywistego i znanego okresu - uderzyło mnie, że już w 83 band intensywnie koncertował i budował pomosty między "starym" czy "dotychczasowym" obliczem stylistycznym a wykuwaniem niezbędnej nowej formuły. Dawniej byłem pewien, że rok 83 to była przerwa w działalności zespołu by nabrać dystansu, oddechu, zabrać nowe pomysły, czas na szlifowanie kompozycji i nabranie świeżości. Ale nie u Metheny`ego, który niczym Zappa - grał cały czas i taśma się również u niego kręciła nieustannie. Wielkie słowa uznania i podziękowania dla niezmordowanych bootlegerów i fanów bo dzięki nim możemy cieszyć wszechoceanem pięknej i wciągającej muzyki.


Z materiałów dowiadujemy, że Aznar i Wertico już odbywali próby i szykowali się do wspólnego grania już późną jesienią / zimą 82 - by na początku 83 ostro wystartować na długim tourne po Europie - warto również poznać całkiem nieźle brzmiące te bootlegi odpowiednio z Paryża w Walentynki i z Monachium - oba bardzo długie - zbliżające do prawie 3 godzin !!! :


http://tela.sugarmegs.org/_asxtela/asxc ... rance.html


http://tela.sugarmegs.org/_asxtela/asxc ... rmany.html


Tu wreszcie w pełnej krasie i blasku mamy okazję by podziwiać talent wówczas ledwie 24 letniego Pedro Aznara. Pat, trochę jak "starszy brat" wziął utalentowanego młodzieńca pod swoje skrzydła i prezentując zespół nie szczędził mu słów uznania, zachwytu nad talentem na skalę międzynarodową, muzykalność, cudowny anielski głos - na pewno zabieg był "celowy" by młody zaciąg poczuł jeszcze bardziej komfortowo w zespole o już uznanej renomie - choć wielka sława miała przyjść za kilka lat. Metheny prezentował Aznara zaskoczonej europejskiej publiczności, która zapewne w 99% w ogóle o nim nie słyszała a dla młodziana była to chyba pierwsza podróż na stary kontynent, wielki prestiż, honor ale i wielka presja - Pat wspominał, że ok 80 r. spotkał za kulisami w Argentynie młodego chłopaka, który pod wrażeniem całego występu nieśmiało dał mu swoją kasetę z kompozycjami, które zarejestrował na paru ścieżkach w swojej sypialni mając niespełna 18 - każdy instrument, każdą osobnę ścieżkę - a efekt zachwycił naszego gitarzystę i odtąd obaj mieli być w stałym kontakcie aż po przeniesieniu się Pedro do Stanów i goszcząc u Metheny - został pełnoprawnym członkiem zespołu.


Początki co prawda były niekiedy "trudne" - lider trochę "na siłę" w pierwszej kolejności chciał posadzić Pedro za instrumentami perkusyjnymi, które do tej pory były mu "obce" - lub inaczej - nie były koronnym instrumentem a raczej dodatkiem bo w sumie każdy trochę gra na "przeszkadzajkach" :wink: . Wielką pomoc w tej materii okazał Nana Vasconcelos - ucząc młodego muzyka różnych zagrywek, cierpliwie przerabiając z nim cały repertuar nawet w 84 mimo, że sam już nie występował w zespole - a wręcz budując dla Aznara kilka instrumentów perkusyjnych. Talent Argentyńczyka nie miał granic i szybko pokonał pewne warsztatowe trudności - nie ulegało jednak wątpliwości , że muzyka, repertuar muszą się zmienić, w tamtym czasie perkusyjne miały już nie odgrywać takiej roli i być dodatkiem - przynajmniej aż do czasu gdy pojawił inny wirtuoz etnicznych tych "przeszkadzajek" czyli Armando Marcal w 87.


Dla kogoś z zewnątrz mogłoby się wydawać, że trzeba niezwykłej odwagi, tupetu scenicznego i wręcz zacięcia samobójczego by odważyć na taki krok - bo rola Aznara wydawała niezwykle "niewdzięczna" - miał być "głosem" zespołu, kimś w rodzaju momentami "frontmana" - wiadomo - jak ktoś staje przed mikrofonem to wszystkie oczy kierują się na niego :D . Aznar miał wszelkie atuty by stać gwiazdą i wprowadzić PMG na międzynarodowe wody i w kierunku wielkiej estradowej sławy. Nie tylko świetnie wyglądał - tu jest zabawne zdjęcie z początku wspólnej współpracy z bandem - wygląda jak nastolatek :


https://jazzjournal.co.uk/wp-content/up ... .-1024.jpg


Zespół "słodziaków" :wink: - nie dziwię się, że wedle plotek panowie a szczególnie Pat miał mieć "narzeczoną w każdym porcie" :D - potem wokalista mocno przyciął włosy zapewne by dodać sobie ciut lat - ale romantyczna aura została - jak mawiała Joni Mitchel odnośnie współpracy i roli Jaco - że "ja go sobie wyśniłam" - to samo Pat mógł powiedzieć, że "wyśnił sobie takiego wokalistę jak Aznar" - pasował idealnie, był wręcz tym brakującym kawałkiem układanki - wpasował w muzykę bajecznie, nic się nie gryzło i wszystko zabrzmiało szczególnie na First Circle jak należy. Podobno ta zbyt "śpiewna" , "melodyjkowa" i "romantyczna" aura średnio się podobała szefowi ECM Manfredowi i mimo wzajemnego szacunku - między nim a Methenym pojawiały poważne trudne do zlekceważenia "różnice muzyczne" - gitarzysta jak zawsze przemiły i kulturalny w wypowiedziach raczej wskazywał jako powód odejścia od ECM fakt, że szukał wytwórni, która dysponuje większym budżetem, większe wsparcie marketingowe, reklamę, zaliczki itd.


Słuchając w/w bootlegów mamy niezłe pojęcie w jakim kierunku zmierzali muzycy i wielką radochę by poznać pierwotne wersje późniejszych "hitów" np First Circle czy zaśpiewane w uduchowiony sposób już z autorskim tekstem Aznara - Mas Alla - tu jako Desde El Mar. Gitarzysta był zachwycony swoim "odkryciem" a po reakcji widowni słychać - że Pedro podbił każdego w sekundę a przyjęcie miał niezwykle gorące i entuzjastyczne ponad wszelką miarę. Za swoim bogatym zestawem przeróżnych instrumentów na scenie dwoił się i troił - nie tylko wykonywał te anielskie wokalizy , dużo również grał na gitarze akustycznej - w tej materii również był unikatowym talentem - co na każdym kroku podkreślał lider - a zasłużyć na pochwałę od Pata, który był "katem" na uczelni - wielu uczniów się go śmiertelnie bało. Pedro grał niebywale "miękko" i plastycznie - momentami miało się wrażenie, że nie dotyka strun czy niezwykle się z nimi "pieści" :wink:


https://www.youtube.com/watch?v=As-TCgON4YI


A przy okazji warto nadmienić, że w tym roku mija 40 lat od wydania solowego albumu - jest na nim np ten otwierający całość zaskakujący New Wave Bop - gdzie muzyk czaruje niesamowitymi pasażami na basie a la Jaco - pamiętam lata temu chyba w swojej audycji Marcin Kydryński ogłosił konkurs / quiz - kto to gra ? - nikt nie zgadł - wszyscy myśleli, że to Jaco lub Jeff Berlin albo Bunny Brunel - właśnie nie wszyscy mieli świadomość, jakim wspaniałym basistą był Aznar - to chyba największa "strata", że w Metheny Group prawie w ogóle nie miał okazji by zagrać na swoim koronnym instrumencie - a dałoby to ciekawe rezultaty:


https://www.youtube.com/watch?v=Waa7ScFNWTw



Czy inny mój osobisty i "intymny" ołtarz czyli chyba najlepsza wersja kultowej kompozycji Ivana Linsa ( innej legendy argentyńskiej muzyki) - Septiembre - najlepszy przykład jakim nieziemskim głosem był obdarzony ten niepozorny chłopak :


https://www.youtube.com/watch?v=cMX8aN7b_oo


Nie dziwi mnie specjalnie, że ta kompozycja to od lat nieoficjalny ( a może właśnie oficjalny ) - marsz weselny w Argentynie - trudno zliczyć ile par to sobie wybrało i jak ten utwór idealnie pasuje to atmosfery, pełnej podniosłych uczuć, wzajemnej fascynacji, upojenia, zauroczenia i rozpierającego serce szczęścia - a wejście basu od 2:20 min - można tylko porównać z wzruszeniem, zakłopotaniem i odurzeniem gdy widzi się nadchodzącą pannę młodą i gdy ponosi się jej welon i to hipnotyczne spojrzenie jej oczu. Piękny utwór , cudna aranżacja - nic nie jest przesadzone - może dla niektórych tej "słodyczy" i "romantyzmu" może być za wiele - ale to już rzecz gustu. Pamiętam lata temu gdy pierwszy raz posłuchałem tego albumu i tych w/w kompozycji - nie było wątpliwości, że Pat i Pedro byli "sobie przeznaczeni". Pojawiały niekiedy odważne głosy - że w pewnym momencie Aznar stał się "za dobry" dla Metheny`ego i kimś bardziej w rodzaju "guest starr" - a niektóre kompozycje z repertuaru PMG stały wręcz wyłącznie "jego" np piękny Mas alla :


https://www.youtube.com/watch?v=by_f56v8El8


Czy tez jeden z ulubionych - przepiękny Dream of the Return - znam ludzi, którzy śmiało wskazali na nią - którą poprosili by zagrać na ich pogrzebie:


https://www.youtube.com/watch?v=-x-031gqsVI


Późniejsze lata współpracy były nijako potwierdzeniem powyższych tez - Aznar grał z Patem gdy nie kolidowało go z jego solowymi projektami - dochodziło do zabawnych "przetasowań" - grał na płytach i koncertach na zmianę z wybornym duetem Blamires / Ledford - ci w sumie wypełniali muzyczne "luki" i znali swoje miejsce w szeregu a Aznar na scenie błyszczał - może za bardzo by lider mógł na to spokojnie patrzeć ?. :wink:
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=4Lej-XH9caY


Wielka radość i ogromna niespodzianka dla fanów i kolekcjonerów materiałów koncertowych / video Pata i jego bandu. Niedawno jakiś miłośnik wrzucił to na youtube i podzielił częścią swoich zbiorów - można liczyć, że to nie jest ostatnie słowo i pojawi coś jeszcze. Koncert zarejestrowany dla tamtejszej telewizji nagrane na VHS - widać co ok 40 min napisy i nieudolny "montaż" czy zwyczajne przerwy między częściami - czyli podobnie jak w przypadku naszej TVP koncert był nadawany na raty. Wcześniej pojawiały jedynie skrawki, pojedyncze utwory z Phase Dance na czele. Teraz mamy okazję podziwiać materiał "w pełnej krasie" :wink: - na pewno nie całe show ale większość i zatonąć w tej niepowtarzalnej muzyce w wykonaniu kto wie czy nie najlepszego składu z Aznarem i Marcalem. Może niedoskonały i to znacznie technicznie i wizualnie - ale naprawdę bezcenny. Dokumentujący wielką trasę po Europie - o kilka dni starszy od chyba najlepiej sfilmowanego festiwalu z Vienna, w sieci od lat krążą bootlegi audio o znakomitej jakości dźwięku - wspomniana już Marsylia, Besancon i Budapeszt. Pięknie, że są fani i wytrawni kolekcjonerzy gotowi bezinteresownie dzielić swoją kolekcją by inni również doświadczali radości poznawania nowego / starego materiału.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=BtwFFcxAfSk


Ten sam cudowny gentelman - p. Gerhard Rahn wrzucił kompilację części ( o ile mnie pamięć nie myli i dobrze odczytałem ze swojego zgranego z VHS DVD - były 3 części ) koncertu Pata w ramach Secret Story - w Warszawskim Torwarze - bardzo dobrze sfilmowany i wcale nie ustępujący oficjalnemu z New Brunswick - nadal spora świeżość u muzyków - którzy od wielu miesięcy ( z przerwami ) koncertowali niezmordowanie z tym wymagającym i wielopłaszczyznowym repertuarem - a wydawało się praktycznie niemożliwe by przenieść na żywo tak przebogaty materiał - ale od czego wymagający lider, świetny aranżer Gil i doborowe towarzystwo instrumentalistów, którzy twórczość Metheny i siebie nawzajem znali jak łyse konie ? - jedynie trochę sztywnego i bez wyrazu Torstena zamieniła znacznie dynamiczniejsza i pełna pasji Barbara Unger (żona Paula ). Choć niekiedy czuć już "ogranie" i rutynę starych wyjadaczy i na ułamki sekund "ulgę", że lada moment to całe ciągnące się przedstawienie i mordercze przedsięwzięcie się zakończy i będzie można złapać oddech, równowagę psychiczną i odpoczynek w bardziej kameralnych projektach. Warto przypomnieć, że wbrew temu co tu słychać - a dźwięk prawie jak z płyty - to w recenzjach, wspomnieniach uczestników tego cudownego eventu - dominował ogromny niesmak, wkurzenie, rozczarowanie akustyką Torwaru - chyba najgorszego miejsca na tego typu muzykę - chaos, dźwiękowe błoto, magma z głośników, jazgot, sprzężenia - to najłagodniejsze słowa, które padały - podejrzewano wręcz o sabotaż i dopytywano czy naprawdę nie było innej alternatywy i lepszej sali ? - sugerowano również typowe dla naszego polskiego piekiełka "walki frakcyjne" między organizatorami różnych imprez z kontrowersyjnym Adamiakiem na czele - ale podsumowując widzowie byli "zachwyceni" i zgodnie na koniec orzeknięto - że jeśli nie można było inaczej to i tak należą się słowa uznania i tony kwiatów tym, którzy doprowadzili to do skutku. Podobno w trakcie ballad akustycznych - dźwięk był jeszcze bardziej tragiczny - cud, że ówczesna TVP wspięła na wyżyny i wyprosiła o zgodę na wyemitowanie prawie całego występu w częściach, gdy wtedy było coś takiego jak "misja" i edukacja muzyczna, kulturalna widzów, młodzieży - pamiętam, że w szkołach muzycznych gorąco dyskutowano i ekscytowano koncertami, które nadawała dwójka - fakt, że często o niedorzecznych porach - nie tylko Pata ale np Di Meola itd.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=Q5pSEx888H4


https://www.youtube.com/watch?v=sNVob3gvmsA


Pojawił się również kapitalny materiał z Santiago Chile 87 - wcześniej również przewijający w koszmarnej wersji lub częściej w pojedynczych fragmentach - jak nietrudno się domyślić video również pochodzi ze zgranego z programu tamtejszej TV zgrany z kasety VHS - mimo widocznych niedoskonałości rzecz bezcenna dla fanów - a brakowało dłuższych koncertów z tego roku i z tym składem gdy zajętego akurat własnymi licznymi projektami Aznara zastąpił zgrany i nie mniej wszechstronny ( ale mniej "gwiazdorski" i eksponujący swoje osoby ) duet Bamires / Ledford - panowie mieli z drobnymi przerwami odegrać przez kolejną dekadę aż do 98 niebagatelną rolę w brzmieniu i wizerunku scenicznym PMG - o ich zaangażowaniu i poświęceniu na trasie Secret Story krążą do dziś legendy. Wokalnie było momentami intrygująco - choć panowie nie byli obdarzeni aż taką charyzmą jak Aznar - ich głosy i barwy bardziej "uniwersalne" i "obiektywne" - pełniły rolę dodatkowych "instrumentów" i "barw" - jednocześnie brzmienie stało bogatsze - w studio głos Pedro bywał dublowany i potrajany - na żywo nie zawsze dawało się uzyskać ten efekt - mimo pewnego wsparcia dysponującemu stosunkowo skromnymi warunkami głosowymi Armando Marcala. Wyróżnia się wersja Scrap Metial - gdzie w środku Pat odgrywa swoje free fantazje (ale nie odjeżdżając zupełnie ) na tle etnicznego i niezwykle rytmicznego akompaniamentu Marcala - nasuwa to skojarzenia ze stylistyką Weather Report z okresu 80/81 - aż dziw bierze, że gitarzysta nie pokusił na jakieś cytaty tej w/w grupy - choćby dla zabawy - zresztą w wywiadach niekiedy nieśmiało zagadywany nie ukrywał pewnej "niechęci" do bandu Zawinula i tej stylistyki - podobnie jak śp. Mays - jego sola na tym koncercie są najwyższych lotów w każdej kompozycji - kto wie czy nie jego życiowa forma - bo trzeba przyznać, że niekiedy jego partie choć znakomite - umykały czy nie zostawiały trwałego śladu w pamięci. Koncert jest trochę "przemieszany" np Phase Dance pojawia w środku a pomijając muzyczny żart i wygłupy przy Forward March - band niestrudzenie nim otwierał właściwą część występu. Wcześniej był bardzo dobry materiał z Argentyny z Luna Park oraz z Hiszpanii - ten ostatni mam w częściach. Ktoś zażartował, że najlepiej rozróżniać te video po tym jak ubrani byli Wertico i Blamires / Ledford - po ich koszulkach - bo Pat zwykle ubierał identycznie a i set lista podobna. :D Dla mnie rzecz bezcenna i po raz - któryż to już z kolei - cenne uzupełnienie kolekcji - Bogu dzięki zachowało tyle dokumentów - radość, spełnienie ale i ogromny smutek - za każdym razem, gdy kamera pokazuje wyczyny romantyka fortepianu - już nieżyjącego Lyle`a Maysa - np rozmarzona introdukcja i sama partia w rzadko wykonywanym poza tą trasą - So May It Secretly Begin. Ktoś zaserwuje iście "królewskie ziewnięcie" - aaaaaa.... nuda, ile można ? - przyznaje, że sam musze sobie dawkować tę twórczość by koniec końców nie znienawidzić mego bożyszcza - a pomyśleć, że dawniej, w erze sprzed internetu i youtube`a czy blogów - człowiek zabiłby lub zgodził zgładzić jakiegoś generała w Ameryce Południowej za takie rarytasy - a dziś ? - odpalasz net, wystukujesz , możesz ściągnąć, skonwerterować, zgrać na dvd do prywatnego archiwum i o każdej porze a najlepiej późno w nocy zafundować sobie prywatny seans..... :roll:
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=m8UAdGSZzt4


Materiał sprzed zgoła 30 lat - w ramach subtelnie zaplanowanej i kunsztownie realizowanej promocji zgoła ani trochę nie komercyjnego materiału z Secret Story - tu niepokojący rodem z "krainy deszczowców" Rain River - przykład, że ten z burzą włosów na głowie gitarzysta nawet w stosunkowo skromnym entourage potrafi wykrzesać czystą magię - nadal jazzując i swingując - nie rezygnując z własnego autorskiego przekazu - osiągając zamierzony dla laików wycofany cel - słowa uznania dla basu z przepastnej głębi Steve`a Rodby i wychowanego w sonorystycznej skromności Armando Marcala - pytano śp. naszego Jarka (nie tego) Śmietany - jak "ON" ( czyli Pat ) to robi ? - miał jedną niezawodną celną w swej chrześcijańskiej pokorze odpowiedź - "... on ma to w palcach..." :D
...Nobody expects the Spanish inquisition !
ODPOWIEDZ