Zbliża wielkimi krokami 22 rocznica tego koncertu. Wówczas byłem w połowie szkoły średniej i pamiętam ten popołudniowy / wieczorny seans na telewizyjnej dwójce - jakaż różnica - gdy telewizja publiczna - niby dziś szyderczo wyśmiewana i mieszana z błotem jako "reżimowa" czy "post-komunistyczna" , "neo-bolszewicka". To były niezapomniane czasy - dziś próżno szukać wydarzeń artystycznych tego kalibru nadawanych w TV Dobra-Zmiana. W tamtym czasie każda wizyta Pata i jego załogi była wydarzeniem artystyczno - towarzyskim, nie wypadało wprost nie być na jego występach a tym bardziej nie skorzystać z okazy by przeżyć to raz jeszcze przy odbiorniku lub jeśli ktoś nie miał tyle szczęścia i chciał np kulturalnie spędzić wieczór i poszerzyć swoje horyzonty.
Miałem ten przywilej - nie wiedziałem czego się spodziewać, w tamtym momencie moje przygoda ze szkołą muzyczną dobiegła końca a gitarę akustyczną będącą dotąd koronnym instrumentem nieodwołalnie zawiesiłem na kołku by nigdy więcej jej nie dotknąć i bez reszty zanurkować w fascynujący mnie świat syntezatorów , który trwa do dnia dzisiejszego. Lecz wtedy..... jakbym dostąpił wtajemniczenia do świata wcześniej osiągalnego dla nielicznych, nie byłem gotów na to co usłyszałem i mimo, że nie byłem w stanie ogarnąć tych wielopłaszczyznowych i wielokierunkowych aranżacji. Jednocześnie muzyka okazała mi się bardzo bliska - nie w kategoriach " już się to gdzieś słyszało" ale jakbym to znał od dawna i czekał na ten moment objawienia.
Fani na koncertach mieli w pierwszych sekundach show - zareagować mniej lub bardziej skrywanym zachwytem , dosłownie wstrzymując oddech i spontaniczne reakcje zachwytu gdy Pat swoim zwyczajem z ogromnym uśmiechem w charakterystycznej bluzie w biało czarne pasy podchodzi do swojego wówczas nowego nabytku - 42 strunowej Picasso Guitar - to samo relacjonował maestro Marcin Kydryński - te wszystkie "ooooch... " , "aaaach", "mmmmm"

Koncert z Poznania należy niewątpliwie do moich ulubionych. Mam kila wersji z rozmaitych źródeł - zgrane z mojego VHS`iaka, z netu, od jednego wielkiego kolekcjonera. Sądzę, że chyba lepszym wyborem byłoby jego umieszczenie na oficjalnym DVD niż materiał ze Stanów - nie jest to zły występ ale można mieć wiele zastrzeżeń do jego finalnego zestawienia - za mało materiału, osobliwe wtrącone efekty, dziwny montaż i finalna reżyseria. Nawet "król Patologów" jakim określał Marcin Krydryński podziela tę opinię - nie jest zwolennikiem tych ujęć i podejścia - raz jeszcze - nie jest zły ale jest wiele o niebo lepszego materiału. Koncert z Poznania idealnie by się do tej roli nadawał. Portretuje zespół w szczytowej formie - ostatnia trasa z wiernym Paulem Wertico czy nieodżałowanym Markiem Ledfordem, który niedługo później zmarł na zawał. Imaginary jest niezwykle zróżnicowanym krążkiem gdzie mamy podróż przez cały glob - w tytułowym pojawiają inklinacje i fascynacje orientem i Chińskie smaczki, nie inaczej w intro Into the Dream, jest ukłon w stronę Flamenco i wpływów na ten półwysep tradycji Maurów - to co odnajdziemy w folklorze Tunezji, Maroka - pełny nieokiełznanych riffów - Heat of Day . Na wielki finał mamy w Awakening coś dla miłośników klimatów tańców Irlandzkich / Szkodzkich a nawet rytmów muzykowania z Gór z Appalachów. W środku występu pojawia najbardziej demoniczny, przerażający zdradzający inklinacje do industrialu, techno czy trashu - Roots of Coincidence. Przez lata ten utwór mnie przerażał - Lyle gra z liderem unisono partie na drugiej gitarze. Sam pierwotny teledysk również jest zobrazowaniem idei koszmarnego snu, złośliwego diabolicznego klona i zwiastujący pomysły , które z powodzeniem zrealizowano w Matrixie - sztuczne twory, osoby powielone wielokrotnie, do stopnia nieskończoności, wszystkie identyczne, zmultiplikowane i nikt nie ma nad tym kontroli.
Mamy chwile oddechu i wytchnienia - bardziej tradycyjne muzyczne pejzaże - Too Soon Tomorow, będący jakby odpowiedzią - silnie korespondujące z Secretly Begin - Story Within a Story z lekka Davisowskimi wejściami trąbki w/w Ledforda. Jest chyba najbardziej zachowawczy ale nadal pełny tej zawiesistej mgiełki - Follow Me - gdy doszło do współpracy z naszą cudowną Anna Marią Jopek - z tej bajecznej kompozycji próbowano uczynić chyba aż zanadto na siłę " popowy szlagier" - co się w w jakimś stopniu udało - wiele razy to emitowano w radio i w programach TV jak 30 TON ( ktoś to na forum jeszcze pamięta ? ). Lecz mimo zachowania kultury muzycznej to wokalna wersja została niestety spłaszczona i zniknęło gdzieś to fantazyjne " coś". Wersja instrumentalna zawsze będzie dla mnie świętością - te subtelne flażolety i po atmosferycznym przerywniku te ekstatyczne wybuchy partii Pata na syntezatorze gitarowym.
Pamiętam jak wertowałem z zapamiętaniem archiwalne numery mego ojca pism audiofilskich jak w/w AUDIO I HI-FI w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o PMG i Imaginary Day. Po latach dotarłem dzięki kopaniu w antykwariatach do archiwalnych Jazz-Forum. Guru Hołdys w wywiadzie przeprowadzonym z Johnem Scofieldem próbował zdeprecjonować i zdyskredytować dorobek Pata - porównując go dzięki pomysłom swego syna Tytusa ( dla mnie Tytus jest tylko jeden ) - że Metheny kojarzy mu się z tym telewizyjnym magikiem - Dawidem Copperfieldem i to co on robi "nie jest jazzem". Scofield szczerze odparł, że chciałby mieć w swoim repertuarze tyle " przebojów" co Pat i tak samo tyle dziewczyn " w każdym porcie" a niemalże każda przypomina "Claudie Schiffer"
