Ah, King Crimson ... Moim skromnym zdaniem, jeden z najlepszych progresywnych zespołów wszech czasów, a także jest to grupa z Top 3 moich ulubionych kapel. Każda płyta to dla mnie mistrzostwo świata, fantastyczne zróżnicowanie, bajeczny klimat, świetny wokal, wirtuozeria instrumentalna itp. Swoją pierwszą płytą "In The Court of The Crimson King", wydaną w 1969 roku rozpoczęli nowy kierunek i rozdział w historii muzyki, wyznaczyli nowe ścieżki, którymi do dziś kroczy ogromna ilość młodych zespołów (choćby Tool, a nawet ciężej - Mastodon). Robert Fripp - jest to na pewno jeden z najlepszych gitarzystów jakich miałem okazję słuchać (małą "rozprawkę" o nim, wrzuce w kolejnym poscie), z prawie nieograniczonym umysłem muzycznym. Jest także mistrzem melotronu, choć moim zdaniem jego duzą wadą, była/jest jednak dość apodyktyczna osobowość. Zdecydowanie powinien pozwolić realizować swoje pomysły muzykom z którymi współpracował - Wettonowi, Brufordowi, McDonaldowi itp., którzy może nie byli takimi geniuszami jak Fripp, ale również mieli wiele ciekawych pomysłów (co możemy usłyszeć na ich znakomitych solowych płytach). Szkoda, że po "Red" Fripp rozwiązał zespół, bo zapewne gdyby nagrał kolejną tak genialną i przystępną płytę to mielibyśmy zespół znany tak jak Led Zeppelin, Jethro Tull, Pink Floyd itp., ale Fripp zawsze unikał blasku sławy i był wiecznym łamaczem form.
Jimi Hendrix po jednym z koncertów King Crimson: "Uściśnij moją lewą dłoń, człowieku - jest bliżej serca"
Ogromne wrażenie robią na mnie koncerty King Crimson. Fripp zawsze wspominał, że nagrywnie płyt studyjnych to dla niego "nudny obowiązek" i to koncerty są esencją muzyki Karmazynowego Króla. Osobiście do gustu najbardziej przypadł mi koncertowy (studyjny także) skład Fripp-Cross-Bruford-Wetton, oraz Fripp-Lake-Giles-McDonald. Ten pierwszy to po prostu cud, miód i orzeszki. Utwory w ich wykonaniu wypadają genialne, okraszone oczywiście ogromną dawką improwizacji (co typowe dla Króla), a także muzyczną i wokalną wirtuozerią. Szczególnie polecam box "The Great Deciever", a także łatwiej dostępne "USA". Skład pierwotny, nie bez przyczyny uznawany jest za najlepszy. Szczególnie powala tutaj wokal Lake'a (później Emerson, Lake & Palmer) oraz świetna gra na bębnach Giles'a. Tutaj zdecydowanie mogę polecic box "Epitaph". Bardzo ciekawe są rownież łatwo dostępne bootlegi Crimson'a (programy p2p), częśc niestety jest niesłuchalna przez fatalną jakość, ale można znaleźć kilka białych kruków jak np. "Live At A Beat Club" albo ten z Warszawy. Oba brzmią jak oficjalne albumy koncertowe, choc w tym pierwszym może smucić długość tegoż materiału, bo to zaledwie 40 minut. Z takich innych łatwiej dostępnych (sam nie mam tego zbyt dużo, bo mnie zwyczajnie nie stać ) to polecam - "The Night Watch", "Cirkus- The Young Persons Guide To King Crimson Live", "Ladies Of The Road" albo "VROOM VROOM", "Earthbound" (choć tutaj niezmiernie mnie denerwuje paskudna jakość tego materiału, a jest to płyta oficjalna !) itp. Te płytki postaram się dokładnie opisać w kolejnych postach.
Może teraz pokrótce omówię ulubione krążki:

In The Court of The Crimson King - w tym przypadku nie da się napisać nic błyskotliwego. Tego po prostu trzeba posłuchać, gdyż jest to esencja stylu, niedościgniony wzór dla wielu kapel prog rockowych itd. "21st Century Schizoid Man", "I Talk To The Wind", "Epitaph", "Moonchild", "In The Court Of The Crimson King" - cudo.

In The Wake of Poseidon - wyjątkowo podobna do debiutu, czuć, że to ten sam zespół, choć tutaj był już właściwie w rozsypce. Bardzo dobra, a szczególnie zakręcona, jazz-rockowa kompozycja "Cat Food".

Lizard - Bardzo ciężko przebrnąć przez ten krążek, ale jak już się go polubi, to na zawsze tak pozostanie. Dużo słychać tu wpływów jazzowych, pozornie chaotyczna, ale składająca się razem w jedną spójną całość. Odpowiednik najbardziej zakreconych plyt Floyd'ow.

Islands - Podobna do swojej poprzedniczki, choć nie uświadczymy już na niej tylku eksperymentów. "Ladies of The Road", powolnie rozwijająca się suita "Islands", utwór tytulowy itd. - czysty geniusz, jedna z moich ulubionych płyt Karmazynowego Króla (flet! improwizacje!)

Lark's Tongues In Aspic - Fantastyczny krążek, debiutuje tutaj najlepszy (moim zdaniem) skład Cross-Bruford-Fripp-Wetton. Potężne riffy i MIAŻDZĄCE brzmienie - dwie części "Lark's Tongues In Aspic" wgniatają w fotel, podobnie jak wspaniała "balladka" "Book of Saturday".

Starless And Bible Black - Tak jak na poprzedniczce, wyjątkowo potężne brzmienie. Jest to w większości materiał zagrany na żywo, tyle że z wyciętymi odgłosami oklasków. No i jest tutaj jedna z najlepszych kompozycji Crimsonów - genialny "The Night Watch" i choćby dla tego utworu warto zakupić ten longplay (arcyciekawe improwizacje!)

Red - Arcydzieło w skali wieku !!!!! Muzyka nie-do-opisania-słowami, coś takiego jak "The Dark Side of The Moon" Floydów, albo "Physical Graffiti" Zeppelinów. Kiedy jeszcze tej plytki nie znalem, to nie wierzylem, ze cos moze przebic, albo chociaz rownac sie debiutowi. Ale ten krazek jest cudny, wlasciwie ten sam poziom.
Niezbyt odpowiada mi okres tzw. "Kolorowej Trylogii" w latach 80', chociaz na plus moge wyroznic "Discipline", z ktorego wydaniem, Krol dal wytyczne praktycznie na cale kolejne 10-lecie. Na "Beat" i "Three Of A Perfect Pair" za dużo brzmien syntetycznych i za mało improwizacji. Wyjątkowo dobre są natomiast płyty z lat 90' tj. minialbum "VROOM" oraz "THRAK", które są bliźniaczo podobne do "Red" (jeżeli chodzi o brzmienie), tyle że zaadaptowane na lata 90'. "The ConstrucKtion of Light" i "The Power To Belive" to w sumie zupelnie inny zespol, tak poteznie dawno nikt nie gral, bardzo mi sie to podoba. Nawet po tylu latach grania, Fripp z ekipa potrafia nagrac cos tak oryginalnego i swiezego.
Podsumowując: genialny zespół, pierwsze 7 płyt to mus dla każdego fana prog rocka. Szczerze polecam
pozdrawiam
EDIT: Właśnie sobie przypomniałem o bardzo interesującym krązku King Crimson pt. "THRaKaTTaK", czyli materiale zarejestrowanym podczas zespołowych improwizacji na temat utworu "THRAK". Pierwsze wrażenie po jego przesłuchaniu może być bardzo negatywne, gdyż ten album to prawdziwa awangarda, Fripp penetruje tutaj zupełnie jeszcze niezbadane tereny muzyczne, często pozbawione struktury, melodii, harmoni a nawet rytmu. Po prostu nowy wymiar muzyczny w który warto "wejść", ale niekoniecznie żeby zrozumieć, tylko (jak to ujęto w "Teraz Rocku") przynajmniej się rozejrzeć.
PS. W kolejnych postach bede staral sie omawiac dokladniej poszczegolne plyty
