Bo lubię czytać cokolwiekBiałystok pisze:Po co Ci Encyklopedia nie od A do Z ?
Muzyczna literatura
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
Przeczytałem esej, mam nadzieję, że większość zrozumiałem.Maciek pisze:(...) poszerzone wydanie Slavic Spirit zawierające książkę o całej tej słowiańskości w ich muzyce czy w ogóle życiu czy krwi muzyków ...
...Ciekawa jest też teza przywoływana w tekście za sprawą cytatu z Adama Struga, że podobno nasza podprogowa pamięć wynosi około 200 lat, więc wszyscy w jakimś stopniu możemy pamiętać dźwięki naszych przodków.(...)
Interesujące, nader interesujące, głównie dlatego, iż wyjaśnienie zamysłu artystycznego odbywa się także z użyciem/cytowaniem myśli i przekonań osób bardzo znaczących dla naszej Kultury, tej pisanej dużą literą. I robi się to w przekonywający sposób. Maria Janion, Aleksander Brückner to nazwiska budzące respekt, niewątpliwie, ale pojawia się też, min. Jan Sowa i jego, chyba już sławne, Fantomowe ciało króla, będące oryginalnym spojrzeniem na historię Polski. Przyznam, że większość ocen i poglądów zaprezentowanych w eseju podzielam w całej rozciągłości.
W połączeniu z materiałem muzycznym Slavic Spirits, jawi się jako jedno z ważniejszych, o ile nie najważniejsze wydarzenie fonograficzne ubiegłego roku w Polsce.
Dopuszczę się małej dygresji. Trochę <kulawa> ta moja dygresja ale skojarzyło się. Oto nabyłem, w ciemno/ bez znajomości materiału płytę: Guru Guru - Guru Guru 1973. Kiedy jej posłuchałem w domu, po powrocie, konsternacja była spora .
Internet, gdzie udałem się po wiedzę, raczej, wyjaśnia niewiele, jeśli już cokolwiek. Znalazłem za to, recenzję debiutu, której link pozwolę sobie zamieścić:
https://www.artrock.pl/recenzje/53005/g ... u_ufo.html
Z tekstu wynika, że trauma wywołana świadomością dziedzictwa jakim obarczono muzyków była zasadniczą inspiracją istnienia zespołu. I może bym poprzestał, w dobrej wierze, przy poglądzie wyrażonym w podlinkowanym tekście.
Ale!!! Na przeszkodzie stoi zawartość płyty zakupionej.
Czy to co tam słyszę to, inspirowane tą samą traumą??
Czy może jednak widowiskowy przykład konstatacji, że ten <król>to nagi jest, jednak?!
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
- Tarkus
- box z pełną dyskografią i gadżetami
- Posty: 11427
- Rejestracja: 11.04.2007, 18:15
- Lokalizacja: Wa-wa
- Kontakt:
Tutaj nic nie pisałem o dwóch książkach, które kilka miesięcy temu ze mną z Londynu przyjechały (niestety nic nie wiem o ich ewentualnym polskim wydaniu):
Elton John - Me. Okładka mieni się tęczowo (szkoda, że nie brokatem), a w środku Elton Hercules John oprowadza nas po zakamarkach swojej bogatej i burzliwej kariery. I robi to bez lukrowania, nie unika tematów ciężkich i kontrowersji, szczerze pisze o chwilach, gdy był naćpanym, pijanym dupkiem i pastwi się nad częścią swojej dyskografii. Nie wiem, na ile to robota "murzynów", ale naprawdę fajnie to wszystko jest napisane. Elton lubi wchodzić w różne dygresje, ale sensownie, w odpowiednich momentach, dzięki czemu nie zaburza to chronologii (najbardziej ciepła i urocza jest część poświęcona Watford FC oczywiście), tylko dodaje smaczku jego opowieściom. A jak się jest Eltonem Herculesem Johnem, to jest o czym opowiadać. Pozycja grubsza, pełna ciekawych zdjęć, zdecydowanie warta przeczytania.
Andrew Ridgeley - Wham!, George and Me. Tu z kolei autobiografia "tego drugiego z Wham!". Ciekawe spojrzenie na karierę jednego z ikonicznych zespołów lat 80. i na początki kariery George'a Michaela napisana przez faceta, który przyjaźnił się z George'em kilkadziesiąt lat i z którym pisał pierwsze piosenki i podbijał świat. O dziwo nie ma tu nostalgicznych kocopałów,książka jest bardzo konkretna, pełna faktów i zdradzająca często niezwykle zaskakujące detale - na przykład to, że nastoletni Andrew i George zachwycali się Genesis i jako jeden z najlepszych koncertów życia podany jest tu koncert z Rainbow z 1977 roku (rzeczywiście kapitalna sztuka oceniając po bootlegach). Albo, że obaj niezwykle cenili okładni Rogera Deana dla Yes. Albo dlaczego tyle lat trwało cyzelowanie "Careless Whisper". Albo "pozaplanowe" anegdotki zza kulis nagrywania płyt, singli czy teledysków. Oraz też dlaczego tylko George reprezentował Wham! podczas nagrywania "Do They Know It's Christmas". Klamrą spinającą całość jest ostatni koncert Wham! na Wembley w 1986 roku, epilogiem oczywiście śmierć George'a Michaela. A pomiędzy, co mnie zaskoczyło, jest opowieść nawet nie tyle biograficzna, co wspomnienie pieknej, miejscami szorstkiej przyjaźni i taki insider look na szołbiz lat 80.. Niespodziewanie bardzo ciekawa i wciągająca pozycja, także wzbogacona mnóstwem archiwalnych, częściowo nigdy niepublikowanych zdjęć.
Elton John - Me. Okładka mieni się tęczowo (szkoda, że nie brokatem), a w środku Elton Hercules John oprowadza nas po zakamarkach swojej bogatej i burzliwej kariery. I robi to bez lukrowania, nie unika tematów ciężkich i kontrowersji, szczerze pisze o chwilach, gdy był naćpanym, pijanym dupkiem i pastwi się nad częścią swojej dyskografii. Nie wiem, na ile to robota "murzynów", ale naprawdę fajnie to wszystko jest napisane. Elton lubi wchodzić w różne dygresje, ale sensownie, w odpowiednich momentach, dzięki czemu nie zaburza to chronologii (najbardziej ciepła i urocza jest część poświęcona Watford FC oczywiście), tylko dodaje smaczku jego opowieściom. A jak się jest Eltonem Herculesem Johnem, to jest o czym opowiadać. Pozycja grubsza, pełna ciekawych zdjęć, zdecydowanie warta przeczytania.
Andrew Ridgeley - Wham!, George and Me. Tu z kolei autobiografia "tego drugiego z Wham!". Ciekawe spojrzenie na karierę jednego z ikonicznych zespołów lat 80. i na początki kariery George'a Michaela napisana przez faceta, który przyjaźnił się z George'em kilkadziesiąt lat i z którym pisał pierwsze piosenki i podbijał świat. O dziwo nie ma tu nostalgicznych kocopałów,książka jest bardzo konkretna, pełna faktów i zdradzająca często niezwykle zaskakujące detale - na przykład to, że nastoletni Andrew i George zachwycali się Genesis i jako jeden z najlepszych koncertów życia podany jest tu koncert z Rainbow z 1977 roku (rzeczywiście kapitalna sztuka oceniając po bootlegach). Albo, że obaj niezwykle cenili okładni Rogera Deana dla Yes. Albo dlaczego tyle lat trwało cyzelowanie "Careless Whisper". Albo "pozaplanowe" anegdotki zza kulis nagrywania płyt, singli czy teledysków. Oraz też dlaczego tylko George reprezentował Wham! podczas nagrywania "Do They Know It's Christmas". Klamrą spinającą całość jest ostatni koncert Wham! na Wembley w 1986 roku, epilogiem oczywiście śmierć George'a Michaela. A pomiędzy, co mnie zaskoczyło, jest opowieść nawet nie tyle biograficzna, co wspomnienie pieknej, miejscami szorstkiej przyjaźni i taki insider look na szołbiz lat 80.. Niespodziewanie bardzo ciekawa i wciągająca pozycja, także wzbogacona mnóstwem archiwalnych, częściowo nigdy niepublikowanych zdjęć.
Tymczasem nie przeczytana, ale już na półce. Mimo to sugeruje zakup, ledwie po przekartkowaniu...
Zanim, ja się za to zabiorę może zniknąć z rynku.
Jon Savage -"1966 Rok, w którym eksplodowała dekada"
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityk ... ekada.read
Jest też coś takiego:
https://www.swiatksiazki.pl/thelonious- ... iazka.html
Recenzja w Jazz Forum, dość ostrożna!
Zanim, ja się za to zabiorę może zniknąć z rynku.
Jon Savage -"1966 Rok, w którym eksplodowała dekada"
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityk ... ekada.read
Jest też coś takiego:
https://www.swiatksiazki.pl/thelonious- ... iazka.html
Recenzja w Jazz Forum, dość ostrożna!
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
https://allegro.pl/oferta/niezwykle-i-t ... DXEALw_wcB
O ile mi wiadomo to wznowienie z 2005 roku. W najnowszym Jazz Forum jest recenzja tej książki.
wiele sobie obiecuję...
O ile mi wiadomo to wznowienie z 2005 roku. W najnowszym Jazz Forum jest recenzja tej książki.
wiele sobie obiecuję...
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
- [Rad nierad]
- longplay
- Posty: 1449
- Rejestracja: 22.07.2010, 19:46
Z książek (chyba) nieodnotowanych...
Wojciech Józef Burszta, Maria Fiderkiewicz, Sferyczne fantazje. W świecie Rogera Deana, Gdańsk 2020.
Czesław Niemen i jego płytowe dzieła 3, red. P. Chlebowski, E. Chlebowska, Lublin 2020.
Wojciech Józef Burszta, Maria Fiderkiewicz, Sferyczne fantazje. W świecie Rogera Deana, Gdańsk 2020.
Czesław Niemen i jego płytowe dzieła 3, red. P. Chlebowski, E. Chlebowska, Lublin 2020.
Pisanie może być dla kogoś formą, w której najlepiej się czuje, ale to jeszcze nie powód, żeby pisać.
Sławomir Mrożek
Sławomir Mrożek
Trudno uwierzyć, że to może być prawda. Megadisc ma zamiar wydać 2 tom.
https://www.megadisc.pl/pl/o/BRYTYJSKI- ... WSKI-JACEK
https://www.megadisc.pl/pl/o/BRYTYJSKI- ... WSKI-JACEK
Wrzeszcz! Mikołaj Trzaska. Autobiografia.
Krótko i zwięźle o książce:
„Nie czytałem, ale polecam”.
Wojciech Smarzowski
A gdyby komuś rekomendacja Smarzowskiego nie wystarczała, to: https://www.rmfclassic.pl/informacje/Sl ... 42898.html
Krótko i zwięźle o książce:
„Nie czytałem, ale polecam”.
Wojciech Smarzowski
A gdyby komuś rekomendacja Smarzowskiego nie wystarczała, to: https://www.rmfclassic.pl/informacje/Sl ... 42898.html
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
Ponad 600 stron i pękło w 1,5 dnia. Nie mogłem się oderwać od lektury.Maciek pisze:Wrzeszcz! Mikołaj Trzaska. Autobiografia.
Dostałem wszystko to, czego oczekiwałem, a nawet więcej.
Oprócz wiadomych opowieści trójmiejskich (nie tylko muzycznych), sporo tu innych wątków, które bardzo mnie interesują. Stasiuk (w tym sporo o powstawaniu Jadąc do Babadag, bo Trzaska wówczas podróżował wspólnie ze STtsiukiem), Andruchowycz, Ukraina, Smarzowski, Lester Bowie i wiele, wiele innych ścieżek pobocznych. Najbardziej ucieszyło mnie to, że Trzaska pomału dojrzał do tego, żeby wreszcie mówić szczerze o tym, co naprawdę myśli, kiedy zachował się głupio, kogo powinien przeprosić, a przede wszystkim, na kogo wreszcie przestał być obrażony. Jego wyznanie o tym, jak bardzo źle się zachował w trakcie kręcenia dokumentu o Miłości przyjąłem z dużą ulgą. Znakomita książka, serdecznie polecam. Kiedyś bardziej szanowałem muzykę Trzaski niż jego samego, teraz proporcje pomału się wyrównują i to wcale nie dlatego, że ta biografia pokazuje go w korzystnym świetle, bo momentami jest wręcz odwrotnie.
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
...Bo książkę należy zacząć w odpowiedni sposób*:
Od dawna ostrzyłam sobie zęby na tę książkę, tak bardzo byłam ciekawa postaci Milesa Davisa. Co nieco dowiedziałam się z autobiografii Herbiego Hancocka, ale było to zdecydowanie za mało. Domyślałam się, że Davis był osobą silna i gruboskórna, nie przejmująca się krytyka innych, ale jego autobiografia pomogła mi spojrzeć na niego z różnych perspektyw, również jako na intelektualistę. A na pewno - wielkiego artystę, prawdziwego artystę.
Owszem, był osobą uzależniona od kobiet i narkotyków, ale jak wielkim był muzykiem. Ba, jak dobrze potrafił zarządzać zespołem. Dzięki temu jego uczniowie wyrośli na liderów własnych wielkich grup. Bez Davisa byłoby to niemożliwe. Jego wpływy na muzykę i kulturę w ogóle są niesłychane i jeszcze nie w pełni poznane.
Również temat rasizmu podejmował bardzo często. Jazz rozwinąłby się jeszcze bardziej, gdyby nie "biali" krytycy, o ile dobrze zrozumiałam, bo to śmiała teza. Sam Miles twierdził, że dla niego liczył się człowiek, a nie rasa i biała kobieta czy biały współpracownik, o ile tylko na to zasługiwali jako ludzie, mogli być w porządku. Co ciekawe, bardzo chwalił Europę, w tym Polskę, gdzie witano go jak najlepiej i z ogromnym szacunkiem. Podobnie, o dziwo, w Japonii.
Książka została przetłumaczona przez Filipa Łobodzińskiego, zawiera dwadzieścia rozdziałów i jest ułożona chronologicznie, np. widać wyraźnie różne zmiany, którym ulegał Miles i jego muzyka, np. przejście na jazz elektryczny, głównie pod wpływem Jimiego Hendrixa i ogólnie nadciągającej muzyki rockowej. Miles Davis zmienny był. I chwała mu za to. Używał również ostrego, typowego dla czarnych języka, co w zamierzony sposób pozostało niezmienione przez redaktorów, wydawców etc., ponieważ jest to język typowy dla murzyńskiej kultury, co dodawało książce autentyczności i wartości.
* - ...zakończyć również:
Od dawna ostrzyłam sobie zęby na tę książkę, tak bardzo byłam ciekawa postaci Milesa Davisa. Co nieco dowiedziałam się z autobiografii Herbiego Hancocka, ale było to zdecydowanie za mało. Domyślałam się, że Davis był osobą silna i gruboskórna, nie przejmująca się krytyka innych, ale jego autobiografia pomogła mi spojrzeć na niego z różnych perspektyw, również jako na intelektualistę. A na pewno - wielkiego artystę, prawdziwego artystę.
Owszem, był osobą uzależniona od kobiet i narkotyków, ale jak wielkim był muzykiem. Ba, jak dobrze potrafił zarządzać zespołem. Dzięki temu jego uczniowie wyrośli na liderów własnych wielkich grup. Bez Davisa byłoby to niemożliwe. Jego wpływy na muzykę i kulturę w ogóle są niesłychane i jeszcze nie w pełni poznane.
Również temat rasizmu podejmował bardzo często. Jazz rozwinąłby się jeszcze bardziej, gdyby nie "biali" krytycy, o ile dobrze zrozumiałam, bo to śmiała teza. Sam Miles twierdził, że dla niego liczył się człowiek, a nie rasa i biała kobieta czy biały współpracownik, o ile tylko na to zasługiwali jako ludzie, mogli być w porządku. Co ciekawe, bardzo chwalił Europę, w tym Polskę, gdzie witano go jak najlepiej i z ogromnym szacunkiem. Podobnie, o dziwo, w Japonii.
Książka została przetłumaczona przez Filipa Łobodzińskiego, zawiera dwadzieścia rozdziałów i jest ułożona chronologicznie, np. widać wyraźnie różne zmiany, którym ulegał Miles i jego muzyka, np. przejście na jazz elektryczny, głównie pod wpływem Jimiego Hendrixa i ogólnie nadciągającej muzyki rockowej. Miles Davis zmienny był. I chwała mu za to. Używał również ostrego, typowego dla czarnych języka, co w zamierzony sposób pozostało niezmienione przez redaktorów, wydawców etc., ponieważ jest to język typowy dla murzyńskiej kultury, co dodawało książce autentyczności i wartości.
* - ...zakończyć również:
- Monstrualny Talerz
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3997
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Byłem na spotkaniu z F. Łobodzińskim, który tamże twierdził, że akurat to tlumaczenie mu wielką frajdę sprawiło, ale też że i nie był w stanie oddać jej właściwego ducha po polsku, albowiem podobno w każdym okresie w tej książce Davis wypowiadał się w sposób właściwy dla danego czasu w USA, odpowiednim slangiem itp. Tak czy siak świetna książka.
Layla, fajny zbieg okoliczności, bo od wczoraj zachwycam się innym tłumaczeniem Łobodzińskiego. Językowa błyskotliwość na najwyższym poziomie i bez niej ten przekład nie miałby chyba żadnego sensu:Layla pisze:Książka została przetłumaczona przez Filipa Łobodzińskiego (…)
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.