Manfred Mann's Earth Band
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
Manfred Mann's Earth Band
To jeden z najbardziej długowiecznych i żywotnych dinozaurów - jego lider zaczynał jeszcze w czasach Stonesów i Beatlesów.
W swej karierze zatoczył swoiste koło - zaczynał od lekkiego popu i do takiej muzyki ( oczywiscie w odpowiednio unowoczesnionej formie) wrócił po latach . Po drodze były mniej lub bardziej udane eksperymenty z jazz rockiem , prog rockiem , popem , brzmieniami etnicznymi i elektroniką- można mu tu z pewnoscią zarzucić koniunkturalizm , ale faktem jest ,że zawsze umiał się "wstrzelić".
Mnie najbardziej odpowiada jego srodkowy , progresywny okres.
Wtedy też ukształtował się skład grupy, który nagrał,moim zdaniem najciekawsze płyty :
MESSIN' ( 1972 )
SOLAR FIRE (1973 )
GOOD EARTH (1974)
NIGHTLINGERS AND BOMBERS (1975)
Obok lidera tworzyli go gitarzysta Mick Rogers,słynny perkusista Chris Slade (potem AC/DC i ASIA) oraz basista Colin Patendon.
Od początku kariery, Manfred Mann sięgał chętnie po utwory innych ( najczęsciej balladzistów amerykańskich - Dylana ,Springstena),
robiąc z nich przeboje-klasyki,na bardziej rockową ,ostrzejszą od oryginałów,nutę.Zaczęło się już w 1968 od Dylanowskiej "Mighty Queen".
Swietny aranżer ( chyba najlepszy w tej branży posród rockowców) miał nosa do potencjalnych hitów.
Najbardziej "wyszło" mu z dwoma kawałkami Bossa - "Blinded by the light" (1976) i "For You"(1980), trzeci- "Spirits in the night"zdobył umiarkowaną popularnosć.
Stały się one do tego stopnia sztandarowymi wizytówkami grupy,że wielu kojarzy ją wyłącznie z tymi "coverami".
Do udanych wersji zaliczyć tez należy Marleyowski "Redemption Song" i "Demolition Man" Stinga/Police.
Te najsłynniejsze przeboje zaspiewał już nastepny gitarzysta MMEB- Chris Thompson.Jego nazwisko łączy się nierozerwalnie największymi sukcesami zespołu MMEB.
W drugiej połowie lat 70-tych Manfred Mann Earth Band dzięki płytom :
THE ROARING SILENCE (1976)
WATCH (1977)
ANGEL STATION (1978)
stał się gwiazdą sciągającą na koncerty tysiące ludzi.Moim zdaniem muzyka z tych płyt nie broni się już dzis tak dobrze,choć wielu uważa je za klasyki.
Za interesujące uważam natomiast albumy, które nagrał na początku lat 80-tych
CHANCE (1980)
SOMWHERE IN AFRIKA (1982)
Sięgnięcie po muzyków studyjnych,zwłaszcza gitarzystów ( Trevor Rabin,słynny rodak Manfreda z RPA,znany potem z przebojowej wersji YES i Geoff Whitehorn-dzis w Procol Harum)
pozwoliło Manfredowi unowoczesnić brzmienie i znakomicie wejsć w nową dekadę.Dobrze oddaje to muzycznie i tekstowo utwór
"Lies (into the 80's)"
Na "Somwhere in Afrika" udanie zmierzył się, jako jeden z pierwszych,z tematem "ethnic music",kontynuując udanie poszukiwania P.Gabriela ("Biko").
Koncerty zespołu na Węgrzech (1983 DVD Live in Budapest) promujące tę płytę,zakończyły najlepszą erę MMEB.
Odejscie frontmana Ch.Thompsona postawiło przysłowiową kropkę nad "i".Wracał jeszcze co prawada sporadycznie,m.in na typowo popowej płycie:
CRIMINAL TANGO (1986)
ale to turnee to prawdziwy koniec grupy.Nie oznaczało to oczywiscie artystycznego końca Manfreda Manna.
Nagrał udane płyty solowe:
PLAIN MUSIC (1991)
MANFRED MANN ( 2006)
Pierwsza z nich to ciekawy mariaż elektroniki z muzyką etniczną Indian Płn.Ameryki (Muzyka prerii), druga
to eklektyczna mieszanka brzmień( od "póżnego" Pink Floyd po chóry gregoriańskie i funky)
Manfred Mann Earth Band reaktywował się w 1991.Powrócił pierwszy gitarzysta Mick Rogers, a odkryty na "Plain Music"Joel Mc Calla,okazał się ciekawym wokalistą.Zespół nagrał pod koniec lat 90-tych płytę
SOFT VENGEANCE (1998)
potem DVD "ANGEL STATION"(2001)-wszystko to już jednak nie to.Dla mnie to odcinanie kuponów od minionej sławy.Uważam ,że uczciwiej byłoby to firmować swoim własnym nazwiskiem, tak jak bardzo udaną płytę MM 2006,nagraną z tymi samymi (prawie ) ludżmi.
W swej karierze zatoczył swoiste koło - zaczynał od lekkiego popu i do takiej muzyki ( oczywiscie w odpowiednio unowoczesnionej formie) wrócił po latach . Po drodze były mniej lub bardziej udane eksperymenty z jazz rockiem , prog rockiem , popem , brzmieniami etnicznymi i elektroniką- można mu tu z pewnoscią zarzucić koniunkturalizm , ale faktem jest ,że zawsze umiał się "wstrzelić".
Mnie najbardziej odpowiada jego srodkowy , progresywny okres.
Wtedy też ukształtował się skład grupy, który nagrał,moim zdaniem najciekawsze płyty :
MESSIN' ( 1972 )
SOLAR FIRE (1973 )
GOOD EARTH (1974)
NIGHTLINGERS AND BOMBERS (1975)
Obok lidera tworzyli go gitarzysta Mick Rogers,słynny perkusista Chris Slade (potem AC/DC i ASIA) oraz basista Colin Patendon.
Od początku kariery, Manfred Mann sięgał chętnie po utwory innych ( najczęsciej balladzistów amerykańskich - Dylana ,Springstena),
robiąc z nich przeboje-klasyki,na bardziej rockową ,ostrzejszą od oryginałów,nutę.Zaczęło się już w 1968 od Dylanowskiej "Mighty Queen".
Swietny aranżer ( chyba najlepszy w tej branży posród rockowców) miał nosa do potencjalnych hitów.
Najbardziej "wyszło" mu z dwoma kawałkami Bossa - "Blinded by the light" (1976) i "For You"(1980), trzeci- "Spirits in the night"zdobył umiarkowaną popularnosć.
Stały się one do tego stopnia sztandarowymi wizytówkami grupy,że wielu kojarzy ją wyłącznie z tymi "coverami".
Do udanych wersji zaliczyć tez należy Marleyowski "Redemption Song" i "Demolition Man" Stinga/Police.
Te najsłynniejsze przeboje zaspiewał już nastepny gitarzysta MMEB- Chris Thompson.Jego nazwisko łączy się nierozerwalnie największymi sukcesami zespołu MMEB.
W drugiej połowie lat 70-tych Manfred Mann Earth Band dzięki płytom :
THE ROARING SILENCE (1976)
WATCH (1977)
ANGEL STATION (1978)
stał się gwiazdą sciągającą na koncerty tysiące ludzi.Moim zdaniem muzyka z tych płyt nie broni się już dzis tak dobrze,choć wielu uważa je za klasyki.
Za interesujące uważam natomiast albumy, które nagrał na początku lat 80-tych
CHANCE (1980)
SOMWHERE IN AFRIKA (1982)
Sięgnięcie po muzyków studyjnych,zwłaszcza gitarzystów ( Trevor Rabin,słynny rodak Manfreda z RPA,znany potem z przebojowej wersji YES i Geoff Whitehorn-dzis w Procol Harum)
pozwoliło Manfredowi unowoczesnić brzmienie i znakomicie wejsć w nową dekadę.Dobrze oddaje to muzycznie i tekstowo utwór
"Lies (into the 80's)"
Na "Somwhere in Afrika" udanie zmierzył się, jako jeden z pierwszych,z tematem "ethnic music",kontynuując udanie poszukiwania P.Gabriela ("Biko").
Koncerty zespołu na Węgrzech (1983 DVD Live in Budapest) promujące tę płytę,zakończyły najlepszą erę MMEB.
Odejscie frontmana Ch.Thompsona postawiło przysłowiową kropkę nad "i".Wracał jeszcze co prawada sporadycznie,m.in na typowo popowej płycie:
CRIMINAL TANGO (1986)
ale to turnee to prawdziwy koniec grupy.Nie oznaczało to oczywiscie artystycznego końca Manfreda Manna.
Nagrał udane płyty solowe:
PLAIN MUSIC (1991)
MANFRED MANN ( 2006)
Pierwsza z nich to ciekawy mariaż elektroniki z muzyką etniczną Indian Płn.Ameryki (Muzyka prerii), druga
to eklektyczna mieszanka brzmień( od "póżnego" Pink Floyd po chóry gregoriańskie i funky)
Manfred Mann Earth Band reaktywował się w 1991.Powrócił pierwszy gitarzysta Mick Rogers, a odkryty na "Plain Music"Joel Mc Calla,okazał się ciekawym wokalistą.Zespół nagrał pod koniec lat 90-tych płytę
SOFT VENGEANCE (1998)
potem DVD "ANGEL STATION"(2001)-wszystko to już jednak nie to.Dla mnie to odcinanie kuponów od minionej sławy.Uważam ,że uczciwiej byłoby to firmować swoim własnym nazwiskiem, tak jak bardzo udaną płytę MM 2006,nagraną z tymi samymi (prawie ) ludżmi.
Together we stand - divided we fall
- Jakuz
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 7028
- Rejestracja: 11.04.2007, 16:50
- Lokalizacja: Częstochowa
Też bardzo lubię Manfreda, jego płyty towarzyszą mi od ćwierć wieku i w zasadzie się zgadzam z Twoimi wnioskami, choć nie do końca.
Dlaczego pomijasz Manfred Mann Chapter Three i jego dwie świetne płyty? Rozumiem, że znasz ale muzycznie nie podchodzą? A szkoda!
Bo ja, mimo, że też jestem "ukierunkowany" na MMEB, strasznie je lubię i myślę, że są - mówiąc łagodnie - całkiem niezłe
A zresztą. Są kapitalne!
Oczywiście inne brzmieniowo od następnych, mniej rockowe, bardziej jazzowo-psychodeliczne, ale świeże i nawet rewolucyjne można rzec 
Też najbardziej lubię okres "Manfred Mann's Earthband" - Solar Fire wprost uwielbiam (chociaż "Messin' straszy oddechem), ale nie rozdzielam tych płyt od "Roaring Silence" (znakomita) czy wcześniejszej od w/w "Glorified Magnified" - to wszystko dla mnie jest typowy MMEB.
Brzmieniowo, produkcyjnie czy zwyczajnie - muzycznie, można też oczywiście dodać do tego "Watch" i "Angel Station" - dlaczego nie?
Co by nie pisać - kawał znakomitej muzyki, dla "hard-core'owców" nieistotnej i nudnej, dla reszty - niezapomnianej
Dlaczego pomijasz Manfred Mann Chapter Three i jego dwie świetne płyty? Rozumiem, że znasz ale muzycznie nie podchodzą? A szkoda!


A zresztą. Są kapitalne!


Też najbardziej lubię okres "Manfred Mann's Earthband" - Solar Fire wprost uwielbiam (chociaż "Messin' straszy oddechem), ale nie rozdzielam tych płyt od "Roaring Silence" (znakomita) czy wcześniejszej od w/w "Glorified Magnified" - to wszystko dla mnie jest typowy MMEB.
Brzmieniowo, produkcyjnie czy zwyczajnie - muzycznie, można też oczywiście dodać do tego "Watch" i "Angel Station" - dlaczego nie?
Co by nie pisać - kawał znakomitej muzyki, dla "hard-core'owców" nieistotnej i nudnej, dla reszty - niezapomnianej

Płyty oczywiscie znam i cenię ale stylistycznie są tak odrębne,że nie bardzo mieszczą się w formule póżniejszego MMEB.Jakuz pisze:Dlaczego pomijasz Manfred Mann Chapter Three i jego dwie świetne płyty?
Z nieco podobnych powodów stawiam cezurę na albumie Roaring Silence - z tym ,że tu decydującym argumentem jest poważna zmiana składu , odejscie M.Rodgersa i zastąpienie go dwoma gitarzystami , co również zaowocowało istotną zmianą brzmienia, zwłaszcza wokalu. To najbardziej rockowe . przebojowe i znane wcielenie MMEB - dlatego uważam te albumy za osobny rozdział.Thompson był też chyba bardziej charyzmatycznym frontmanem w porównaniu do Rodgersa.
"Solar fire" to dla mnie jeden z najlepszych albumów rockowych I poł. lat 70-tych, ale pragnąłbym też zwrócić uwagę na swietny , choć mało popularny "Good Earth"
Together we stand - divided we fall
Chyba już całkiem mi się poplątało (może z powodu lotniczych uniformówDżejdżej pisze:nagrane przez RAF
jakie noszą muzycy na zdjęciach z japońskiego singla z tego okresu - przypominają lotników z RAF ) - skowronki nagrywał ornitolog a przypadkowo w tle nagrał nadlatujące bombowce , raczej sądzę że w tamtym okresie nad Surrey to była Luftwaffe

Together we stand - divided we fall
Też załapałem się na Manfreda z okresu Earthband'u.
Watch ,Roaring Silence, Angel Station.
Jeśli byłby plebiscyt na najlepszą połówkę
/winyla/
ta płyta załapałaby się do pierwszej dziesiątki.
Angel at my Gate,You are -I am ,Waiting for the Rain.
Zwłaszcza You are-I am. Swietne solo Manfreda,
gdzieś pomykający w tle kobiecy vocal Ann Kelly,
potem jakaś altówka, albo inne skrzypce , choc to następny utwór. Dobra okładka.
Watch ,Roaring Silence, Angel Station.
Jeśli byłby plebiscyt na najlepszą połówkę

ta płyta załapałaby się do pierwszej dziesiątki.
Angel at my Gate,You are -I am ,Waiting for the Rain.
Zwłaszcza You are-I am. Swietne solo Manfreda,
gdzieś pomykający w tle kobiecy vocal Ann Kelly,
potem jakaś altówka, albo inne skrzypce , choc to następny utwór. Dobra okładka.
Muszę to sobie przypomnieć - czasami zmieniają się nam upodobania , mnie na przykład zachwyciły ostatnio "Skowronki i bombowce", które kiedys odbierałem tak srednio, teraz doceniłem spójnosć tego albumu - natomiast jakos dalej nie mogę przekonać się do Roaring silence , choćby dlatego ,że brakuje mi tej spójnosci (to luźny zbiór lepszych lub gorszych p i o s e n e k ).WOJTEKK pisze:Angel Station - Jeden z moich ulubionych MMEB
Tylko żeby dzisiaj daj Boże ! tak pop rock wyglądałWOJTEKK pisze:Chnace lubię, chociaż to już w sumie pop-rock.

Together we stand - divided we fall
WOJTEKK pisze:Angel Station - Jeden z moich ulubionych MMEB
Wróciłem do tego albumu po latach i muszę przyznać , że z płyt nagranych z Thompsonem ta jest zdecydowanie najlepsza .akukuuu pisze:Jeśli byłby plebiscyt na najlepszą połówkę /winyla/
ta płyta załapałaby się do pierwszej dziesiątki.
Angel at my Gate,You are -I am ,Waiting for the Rain.
Zwłaszcza You are-I am. Swietne solo Manfreda,
gdzieś pomykający w tle kobiecy vocal Ann Kelly,
potem jakaś altówka, albo inne skrzypce , choc to następny utwór. Dobra okładka.
Mimo wszystko nadal jednak bardziej podobają mi się te nagrane z Rogersem - przypomniałem sobie własnie dwie pierwsze ( po Chapter Three) - MMEB i Glorified Magnified , wydane w 1972 korzeniami sięgają bardziej przełomu lat 60/70-tych , stylistycznie bliska jest im też Messin'-bardziej progresywne granie zaczęło się dopiero od Solar fire.
Nasunęło mi się parę uwag - M.Rogers był prawdziwym współliderem zespołu , równorzędnym partnerem Manfreda - jego głos, gitara i rola w ostatecznym kształcie utworów są nie do przecenienia. Po jego odejsciu grupa zaczęła dryfować nieuchronnie w kierunku pop rocka , zabrakło "hamulcowego", który opanowałby ciągoty Manna do piosenek , od których kiedys zaczynał (Do wah diddy) , oczywiscie w odpowiednim przebraniu rockowym, jak na lata 70-te przystało.
Ostatnia płyta w tym składzie , nagrana w napiętej atmosferze jest chyba najlepsza ( tak często bywa , sięgając po przykład Abbey Road chociażby).Powrót Rogersa do zespołu w ostatnich latach rozczarowła mnie jednak - to już nie ten muzyk , choć rozumiem Manfreda bo ich wspólne granie przed laty to pewno jego najlepsze wspomnienia muzyczne .
Inna uwaga jest taka , że Manfred Mann zawsze był o te "pół kroku "spóźniony w stosunku do tego co działo się na rynku muzycznym.
Pink Floyd ubiegli jego Solar fire, Ciemną stroną , ELO wydali Out of blue przed Angel Station (aranżacja smyczkowa w Waiting for the rain) - może to pech , przypadek , a może po prostu Manfred zawsze pilnie wsłuchiwał się w to "co w trawie piszczy".W sumie nieważne - jeżeli płyta jest dobra , a tych nagrał przecież parę.
Na koniec jeszcze mały aneks - czyli videografia MMEB.
Oficjalnie ukazały się trzy rzeczy:
Unearthed 1973-2005
Angel Station in Moscow 2001
Live in Budapest 1983
Najlepszy jest moim zdaniem koncert z Budapesztu , ciekawe fragmenty można znaleźć na składance Unearthed , Angel Station to już inna" bajka" ze słynnym albumem poza jednym utworem niewiela mająca wspólnego.
Together we stand - divided we fall
joj, MMEB w latach 70tych nagrali kilka naprawdę znakomitych płyt, ktora najlepsza - wiadomo, ze Roaring Silence , ale która dla kogo ulubiona - to już prywatne gusta. ale najsłynniejsza była Roaring Silence, bo tylko ona tak wysoko dotarła na listy przebojów - pierwsza dziesiątka w UK i niewiele gorzej w USA. W porównaniu z resztą - kosmos. Aha, Angel Station to 79 rok. - wrzuciłem odpowiedź Wojtka do własciwego tematu.
Statystyki kłamią lub delikatniej- nie mówią całej prawdy, można zatem powiedzieć równie dobrze ,że statystycznie pies i jego pan mają po 3 nogi (6 : 2 = 3). Ja uważam ,że pozycja Roaring Silence wynika głównie z popularnosci zawartego na niej superprzeboju - a że ówczesna publika rockowo-progresywna kupowała głównie albumy a nie single stąd wynik statystyczny. Jesten fanem MMEB ( mam niemal całą dyskografię grupy) i jakos nie mogę pojąć fenomenu tego albumu - jako ALBUMU - całosci
, dla mnie nie miesci się nawet na pudle. A może ktos pokusiłby się o bardziej szczegółową analizę tej płyty i przekonał mnie co do wybitnej wartosci pozostałych utworów 
Statystyki kłamią lub delikatniej- nie mówią całej prawdy, można zatem powiedzieć równie dobrze ,że statystycznie pies i jego pan mają po 3 nogi (6 : 2 = 3). Ja uważam ,że pozycja Roaring Silence wynika głównie z popularnosci zawartego na niej superprzeboju - a że ówczesna publika rockowo-progresywna kupowała głównie albumy a nie single stąd wynik statystyczny. Jesten fanem MMEB ( mam niemal całą dyskografię grupy) i jakos nie mogę pojąć fenomenu tego albumu - jako ALBUMU - całosci


Together we stand - divided we fall
- Jakuz
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 7028
- Rejestracja: 11.04.2007, 16:50
- Lokalizacja: Częstochowa
Mnie to się tak w ogóle zdaje, że ogólny brak popularności a nawet znajomości twórczości Manfreda Manna wynika z prostej przyczyny : to był taki nieco farbowany lis zawsze
Niby się uśmiechał na przełomie lat 60-70 do jazz-rockowców, niby później puszczał oko (w latach 72-76) do zwolenników - wtedy art rocka - tworząc te wszystkie niby "prog -rockowe" kompozycje - a zamysł miał jeden --> kasa
No ale nie do końca się udało i zaczął tworzyć muzykę pop - całkowita klapa! Na nieszczęście dla starych słuchaczy - tutaj kompletnie się rozminę z Wojtkiem - "Angel Station" jest beznadziejna już jednak i szkoda na nią czasu. Czasem jednak trzeba coś tam czasowo ograniczyć - tutaj stosujemy zasadę pt. 1978 



Na szczęście zanim to wszystko się wydarzyło nagrał ze swoim zespołem kilka świetnych płyt popowych w latach `60Jakuz pisze:(...) Niby się uśmiechał na przełomie lat 60-70 do jazz-rockowców, niby później puszczał oko (w latach 72-76) do zwolenników - wtedy art rocka - tworząc te wszystkie niby "prog -rockowe" kompozycje - a zamysł miał jeden --> kasaNo ale nie do końca się udało i zaczął tworzyć muzykę pop - całkowita klapa! (...)

No własnie - może niezupełnie całkowita - mnie np. podoba się solowy projekt Manfreda Manna z 2006 ,a z innych płyt z lat 80-tych Somwhere in Afrika i Plains Music - a że jest koniunkturalistą a Bowie nie jest ?Jakuz pisze:No ale nie do końca się udało i zaczął tworzyć muzykę pop - całkowita klapa!
Together we stand - divided we fall